Zadzwonilem tego samego na tele alarmowy do agencji,odebrał szef.Powiedział ze nastepnego dnia ktos to przyjdzie zobaczyc.Urwalem sie nastepnego dnia wczesniej z pracy,po wczesniejszym potwierdzeniu ze ktos przybedzie do dachu.
I tu sie zaczyna ,nikogo nie było,zadnego telefonu.Porobiłem zdjecia całego bałaganu i mailem wyslalem do agencji z informacja ze jezeli tego nie naprawia wstrzymuje opłaty za wynajem.Zadnej odpowiedzi.
Niestety 10 maja bylismy zmuszeni wyjechac na pare dni,
15 maja zadzwonil jakis facet ze chciałby zobaczyc dach,niestety nie było nas w domu.
Wrocilismy 22 maja.Sterta listow nas przywitala,wiekszosc z agencji typu ;plac za rent bo jak nie to kara itd...zadnego slowa na temat naprawy szkody.
Umowilem sie na spotkanie z wlascicielem agencji. Podczas rozmowy wyszlo ze to jestem winny calej tej sytuacji.
Dalem mu wypowiedzenie bo akurat nasza umowa konczyła sie 31 maja.
Mam tu mieszkac jeszcze 2 miesiace i z tego co widac to oni nie chca nic z tym zrobic.Sypialnia nie nadaje sie do spania. Wsalonie to wyglada jak po spaleniu i do tego ten zapach.
Zastanawiam sie dlaczego ja mam placic za cos co nie jest do zamieszkania.Gdzie jest landlord?
Podowiedzcie jak to rozegrac.Nie stac mnie na adwokata.Advice biuro to zlewa.
Najbardziej to przezywa moja zonusia ktora ma termin porodu na 20 sierpnia.
Ten dach był naprawiany w tym samym miejscu dwa lata temu.Tez nas zalalo,ale wtedy to ja byłem glupi bo sciany i reszte naprawilem sam

ps.tylko kulturalnie...