Johnson pajac, Corbyn to pajac ale system wyborczy nie daje ludziom zbyt wielu możliwości:
,,
-łatwość manipulacji obszarem okręgów w celu 'wykreowania' korzystniejszych okręgów dla partii rządzącej (a nieraz nawet na zasadzie porozumienia między głównymi partiami) (patrz: Gerrymandering);
- bardzo ciężko jest odsunąć partie systemu dwubiegunowego od władzy, przez co dochodzi do wyboru typu 'mniejsze zło' – poczucie obywateli, że ich głos jest nieważny, jest wzmocnione, przez co notuje się z reguły niższą frekwencję wyborczą niż w systemach proporcjonalnych''
Taka jest demokracja i ordynacja w UK, gdzie z założenia to lud ma wiedzieć co dla nich dobre i najlepsze. Zadaniem polityków jest przekonanie ludu, że ich poglądy są słuszne i najlepiej będą im służyć i dbać o ich interesy. Metody jakimi się wkupują doskonale pokazuje i Johnson i Corbyn - kłamstwa i obietnice nie do zrealizowania. Pozostaje jeszcze ta część wyborców, która nie utożsamia się ani z jednymi a ni z drugimi i nie głosuje - albo głosuje dla wspomnianego ,,mniejszego zła''.
Więc część ludzi mówi ,,pipka z tym, głos na małych to głos zmarnowany a już lepiej, żeby mi 200f rocznie za ogródek corbyn nie brał i zagłosuję na torysów''. I ,,wicewersja''. Brexit spolaryzował scenę polityczną w UK niczym w III RP, gdzie ludzie mają jakąś alternatywę (np. odpływ części drobnych i średnich przedsiębiorców do PSL-u, który po utracie wsi zyskał w mniejszych miastach).
By demokracji stało się zadość - brexit jako wola narodu powinien być zrealizowany przez tego, co rozpisał referendum. Potem mógł uciekać rozpisując przy okazji wybory. Zwycięska partia mogłaby rozpisać nowe referendum o akcesji do UE i jakby chociaż wygrali jednym głosem (a nie 1%) to wola znowu powinna zostać zrealizowana i UK przyjęte to UE ponownie.
Tak jak przeciwnicy konstytucji Kwaśniewskiego mogli buczeć latami - przy frekwencji 43% za było 53.5% co nie jest żadną większością bo co z opinią 57% co nie głosowali a po wtóre 3.5% to za mały margines (argumenty podnoszone przez remainowców). Obowiązująca konstytucja nie powinna być ważna bo za tak było jakieś >20% (?) wszystkich Polaków.
Dlatego ostatnią rzeczą jaką mogą robić media i politycy to napuszczanie jednych na drugich i podkreślanie ich braków w edukacji, głupocie itp. itd. Dla mnie przeciętny wyborca torysów niewiele różni się od wyborcy laburzystów - ot, jedni niby nie chcą mieć zabierane, inni nie maja nic przeciw dzieleniu się z innymi, tamci chcą ograniczenia emigracji, ichni chcą otworzenia granic. Wśród młodszych (z wybiórczej obserwacji) to wykształceni inżynierowie, IT, dobrze zarabiający specjaliści czy właściciele świeżych acz dochodowych biznesów są bardzie torysowi lub lib-dem bez względu na brexit. Wykształceni absolwenci filozofii, socjologii, art studies i innych użytecznych kierunków są za laburzystami bo pracują za kiepską kasę lub nie pracują wcale. Podobnie z warehouse ops i innymi - oni liczą na wzrost płacy minimalnej i też będą mogli zarabiać 25f/h bo Corbyn obieca.
Klany councilowskie są podzielone - ci co nie lubia imigrantów bo ,,zabirajo prace'' chociaż dnia nie przepracowali - będą zawsze za tymi, co krzyczą o ograniczeniu imigracji a kasę jakoś załatwią (coś ukradną, podilują, i na cider będzie). Druga część klanów ma w d... imigrantów i generalnie wszystko póki cider się leje a dragi się wciąga - tym zależy na zasiłkach i im więcej tym lepiej. Tacy będą za Corbynem.
Jedni głupi, drudzy głupi, demokracja głupia. No chyba, że działa tak jak trzeba, wtedy jest si.
[ Ostatnio edytowany przez: Jurny_Jurek 29-11-2019 14:25 ]