W poniedzialek 17.10 miałam z mężem wypadek samochodowy. Jechalismy po 2-pasmówce, przed nami jechał peguot i tir. Gosciu z tira nagle postanowił skręcic z lewego pasa (bo po co z prawego:-W ) w prawo, oczywiscie nie upewniając się że nic za nim nie jedzie zrobił to. Wyglądało to tak: nagle zahamował, zaczął skręcać i w tym samym czasie, bedąc w trakcie skręcania właczył kierunkowskaz że skręca w prawo(podobno miał ten kierunkowskaz, bo ja osobiście go nie widziałam). Kierowca z peguota przed nami probował go wyminąć, żeby nie wjechać w tira, wiec zjechał na prawy pas, ale że tir był już czesciowo na prawym pasie kierowca z peguota w rezultacie musiał nagle zahamować a zaraz za nim my...predkość z jaką jechał i on i my nie była duża, nasza była mniejsza niż jego, bo nasz stary samochod nie pozwalał na większą, wiec jechalismy z dozwoloną 50 mil/h(on się przyznał że jechał ok 75mil/h) ale w rezultacie, myslę że dzięki abs w jego aucie musiał nagle hamować i wyhamował cudem, my jednak nie zdążylismy i uderzylismy w niego.
Przyjechała policja, obejrzała wszystko,posłuchała nas i pozostałych kierowców i mimo że to my wjechaliśmy w peguota to wina leżała po stornie kierowcy tira.

Ja opiekuję się starszymi ludzmi, a po wypadku no niestety podejrzewam że troszkę nie popracuję bo jestem obolała no i nie bardzo wiem jak mogę pomagac starszym ludziom jak to ja nie mogę wstać z łóżka...mimo że nie ma żadnych widocznych obrażeń.
Wygląda to tak że wypadek mieliśmy nie z naszej winy ale jednak nie mam prawa do odszkodowania bo mimo iż policja uwaza ze to nie jest nasza wina to firm zajmujące się odszkodowaniami uwazają ze to jednak nasza wina...Jesssu powiedzcie ludzie co teraz robic. Samochod był firmowy-z firmy w ktorej pracuje mój mąż, firma powiedziała że nie kupi nowego-bo nie...mimo że załatwilismy wszystko jak trzeba...czyli policja itp...teraz sprawa wygląda tak że firma wezmie odszkodowanie za samochod, natomiast przez to ze nie chcą kupić nowego samochodu koledzy ktorzy własnie używali samochodu do dojazdu do firmy (na farmę) muszą go kupić z własnej kieszeni...a że ja i moj mąz bylismy w tym wypadku to niestety...wypada żebysmy się do niego dołożyli...normalnie myslałam ze przekrety w tym stylu robią tylko pracodawcy w Polsce...
Najlepsze jest to że mieszkamy na jednej z farm firmy, ale znajomi którzy mieszkaja z nami muszą dojeżdzać na inną farmę która jest ok 25 mil od nas no a niestety...samochód to jedyny sposób żeby dotarli do pracy
Jesli ktoś wie co powinnismy zrobić w tej sytuacji bede wdzięczna za wszelkie info...