Witam ponownie. Szczególnie gorąco Larry'ego

Wypiłam Twoje zdrowie w Belfaćsie. Po wielokroć. Nie bez problemów, ale się udało. W Londynie wdałam się w krótką pogawędkę z panem, który stał na bramce przy wejściu z hali przylotów, ale po pokazaniu informacji, którą znalazłam na stronie ambasady UK, że stary dowód jest ok i obietnicy, że następnym razem będę miała paszport stwierdził you can go...
Większy problem miała pani przy odprawie w Belfaście. Oglądała, czytała, patrzyła... W końcu spytała, gdzie jest data ważności tego dokumentu. Powiedziałam, że nie ma, bo to jest dokument bezterminowy... Chyba nie uwierzyła, konsultowała się z innymi, ale każdy wzruszał ramionami... W końcu postanowaiłam dodać jej odwagi. Najpierw pokazałam informację, która podziałała na pana w Londynie. Niestety, Pani dalej obstawała przy wersji, że nie da mi karty pokładowej...
Ostatecznie postanowiłam odwołać się do jej ludzkich uczuć i powiedziałam, że wjechałam na teren UK z tym tylko ID i że ONA MUSI wypuścić mnie do domu, bo ja mam małego synka, który bardzo tęskni za mamą... O dziwo - ten argument ją przekonał. Sądząc po minie nie do końca, ale udało mi się osiągnąć cel.
Wniosek: gdzie diabeł nie może tam babę pośle. Larry - więcej wiary w niemożliwe.
Pozdrawiam.
Ps. Belfast jest piękny nocą...
Pss. Żarcie jest nie dla ludzi. Mój kot je lepiej...