Otoz rozmawialam sobie z przyjacioleczka i gdzies tam miedzy wersami ona nadmienia cos o jednym i drugim, ze no byli wlasnie na tym szopenowskim roku w Filharmonii, tyle i tyle bilety, bla, bla. Chodzilo o jakies tam osoby znane z widzenia, z osiedla. Niechcacy. Sasiadow sie przeciez nie wybiera, no i wiadomo, nie trzeba sie z nimi zadawac, wdawac w gadki, ogolnie mozna sie trzymac z daleka od elementu.
Pytam, czy sie nie_przeslyszalam, bo od zawsze ci ludzie kojarzyli mi sie bardziej ze stadionem czy ewentualnie knajpa jakas podrzedna, niz z wyzsza kultura. A ona mi na to z oburzeniem: Tak, bo ty zawsze nimi gardzilas i z niechecia okreslalas "chlopcami po zawodowkach", a oni teraz (po latach) to kadra managerska i ogolnie... sie wyrobili.
