Oczywiscie bardzo malo samodzielna...przejechala pol Europy (albo swiata), pozostawila za soba wszystko co znane, znalazla prace (czesto bez znajomosci jezyka), potrafi utrzymac sie sama i dalej jest malo samodzielna?
Chyba opierany jest wniosek o niesamodzielnosci na wyobrazeniu, ze "taka kobieta" wysiada na Victoria Station i wpada w ramiona pierwszego osobnika plci meskiej, kory mowi w innym jezyku jak polski?
W nie tak dawnych czasach, oprocz niektorych rejonow (miast, albo nawet dzielnic miast) UK, nie bylo tak wielu Polakow, czy wtedy Polka/Polak powinni pozostac sami do konca zycia, czy tez sciagac z Polski kogos, z kim mogliby zawrzec zwiazek? Czasem nie bylo mozliwosci wyjazdu do Polski, zeby kogos poznac, a nawet jak byl wyjazd, to urlopowe zwiazki tez moznaby powiedziec, ze budowane sa bardziej na nadzieji, ze czar nie prysnie w monotonii rzeczywistosci, niz na glebokiej znajomosci charatkteru tej osoby.
A jesli kiedys to nie bylo tak pietnowane, to wydawac by sie moglo, ze to jest problem podwojnych standardow.
Bez dobrej znajomosci jezyka mozna przygladnac sie jak dana osoba zachowuje sie w stosunku do innych, jakie ma maniery etc.