moja historia z emigracja:
2005-magister nauk scislych(katowice)+technik informatyk(krakow) a potem pol roku bezrobocia=depresja
2006-pierwsza praca w zawodzie(staz krakow)6miesiecy pracy za darmo-dojazdy kosztuja i pracodawca wzial sobie kolejnego pracownika za frajer.efekt

ezrobocie
druga polowa2006-wyjazd do UK po rekrutacji w krakowie.nocne wykladanie towaru na polki=dobra kasa,zero komfortu zycia.
2007-zmiana pracy.magazynier.dzienna robota.weekendy dla siebie.zmiana auta co roku.super kasa.wakacje w polsce

rzyjechalo panisko
2009-kryzys.zwolnienia.nie szukam nic nowego,biore oszczednosci i wracam do 'siebie'
2009droga polowa-koniec kasy(remonty+zycie)szukanie pracy a tu tez nieciekawie
2010-biore nawet agencyjna robote na nocki w markecie,byle byla kasa= 1 h pracy 5zl na renke.zero zusu.szok.
2010druga polowa-wreszcie w zawodzie ale z haczykiem tj.musze zarejestrowac dzialalnosc i pracowac jako podwykonawca.efekt z 1000 zl zarobionych kochana ojczyzna zostawia mi po podatkach i skladkach 300zl.efekt 8miesiecy bycia przedsiebiorczym by znowu zarejstrowac sie w urzedzie bezrobocia z przekory nazywanym 'pracy'.
2011- 5 miesiecy chodzenia po rekrutacjach,katowice,krakow i okazuje sie ze b.dobry angielski i przedsiebiorczosc moze byc pietnem w tym kraju.
efekt- robie kurs wozka widlowego,lapie robote za 1000zl,odkladam na wyjazd i wiecej juz tu nie wroce.tego sie bede trzymal.wyleczyla mnie POLSKA z sentymentow, raz na zawsze.