Wprowadziła się kilka lat temu równocześnie ze swoim partnerem do nowego mieszkania. On jako pierwszy widniał na papierach jako wynajmujący, ona została z przyczyn mi nieznanych wpisana jakiś czas później.
On płaci rachunki związane z domem (rent, council tax), ona za wszystko pozostałe. Ponadto, po pewnym czasie dom wymagał dość gruntownego remontu, który musiała przeprowadzić sama, ze względu na brak jakiejkolwiek chęci z jego strony.
Kupiła tez większość mebli.
Po czasie przestali się dogadywać, on zaczyna wplątywać się w coraz nowsze nałogi, alkoholu nadużywa codziennie.
Przez to wszyscy maja utrudnione życie. Jakiś czas temu wprowadzili się do nich na chwile znajomi.
Ogólnie on zupełnie nie dba o ten dom, zakłóca „ciszę nocna” i w ciągu dnia zachowuje się w dosyć irytujący, głośny sposób.
Robi bałagan natychmiastowo po tym, jak oni tam posprzątali, dochodzą do tego dziwne, pijackie krzyki, śpiewy. Słucha bardzo głośno muzyki w nocy, bardzo głośno gra w gry komputerowe (muzyka w tle, jego krzyki, bo ktoś go zdenerwował, czy rozmowa z innymi graczami online), bardzo głośno ogląda filmy.
Zdarza mu się na zamykać wejściowych drzwi (oprócz złodziejów tez jest niebezpieczeństwo, ze uciekną ich zwierzęta przy pierwszej lepszej okazji), nie zamknąć lodówki, nie zakręcić gazu, przez co wszyscy ponoszą lub mogą ponieść konsekwencje za jego nieodpowiedzialne zachowanie.
Próbowali się dogadać, uciszać go, jednak co weekend, jak nie częściej, jest jedno i to samo. Oprócz konsekwencji powyżej, nikt nie może się porządnie wyspać, czy odpocząć w spokoju. Bo zapomina, bo ma weekend, bo jest jeszcze wcześnie dla niego. Bo to jego dom. A każdy ma już dosyć tego, ze przez czyjeś zachowanie musi sam cierpieć.
Czy da się jakoś „zmusić” go do wyprowadzki? On tego robić nie chce, bo twierdzi, ze płaci za dom i jest tez jego właścicielem. Koleżanka nie chce również się wyprowadzić, bo naprawdę włożyła w ten dom dużo zaangażowania no i pieniędzy.
Nie chcą wzywać policji, kiedy on jest „pod wpływem”, zeby nie popsuć mu życia, ale nikt nie chce, by on tam dalej mieszkał, bopoprostunie da się żyć.
Czy jest jakiś sposób, żeby to inaczej załatwić?
Dziękuje w jej imieniu z góry za odpowiedzi.
Ps proszę tez, żeby uniknąć komentarzy w stylu „niech się dogadają” albo „niech oni się od niego wyprowadza żeby mieć święty spokój”, bo i jedna druga opcja nie zadziała. Dzięki!
