Zbiegly sie w czasie dwa powody, notoryczna niechec do wiecznego sprzatania i szybkiego balaganu i 'inspektor' od lezacych przypadkowo ubran, 'wskazujacy' porazajacym zapachem, jak byc nie powinno (jego zdaniem).
No i wychodzi, ze metoda Marie Kondo i innych minimalizmow moze i sluszna.
Ciekawe, czy faktycznie potem zostaje tylko scieranie kurzu