tutaj można przeczytac więcej
Ostatnie próby zdobycia tej góry, jeśli dobrze pamietam, miały miejsce w latach 80-tych, ale wtedy nie było takich możliwości, jak dziś, że można relacjonować wszystko praktycznie na bieżąco
Na fejsie można czytać kolejne części Dziennka Wyprawowego, ale nie wszyscy mają fejsa, dlatego będę w miarę możliwości wrzucać tutaj. Dziś wrzucę pierwszą część, a jest ich dotąd cztery, jednak każda kolejna jest coraz ciekawsza, bo tam z tych gór przeklętych, groźnych, majestatycznych wszystko nabiera innej perspektywy
Miłej lektury i trzymamy kciuki za chłopaków

Dziennik Wyprawowy cz. I
16 STYCZNIA · PUBLICZNE
Trekking do bazy przebiegł prawie zgodnie z oczekiwaniami, pogoda dobra, ilość śniegu w sam raz, nie trzeba było torować, nie zapadaliśmy się w metrowych zaspach.
Szliśmy prawie tak sprawnie, jak czynią to wyprawy latem. Choć gdy przyjrzeć się bliżej to portersi są ubrani tak samo, tylko mniejszość ma zimowe buty, stuptuty czy porządne rękawice. Większość idzie w plastikowych butach i w ochraniaczach... choćby z worków po cemencie. Gdybyśmy się z nimi zamienili na ekwipunek... już byłoby po wyprawie

Gdy przed zmierzchem osiągaliśmy zaplanowane miejsce na biwak, my lądowaliśmy w dużym namiocie-mesie i leżąc pokotem na karimatach, w śpiworach popijaliśmy herbatę. Portersi mieli swoje namioty, ale też nie wszyscy, niektórzy budowali z beczek palisady i nakrywali to folią, tam rozpalali maszynki kerosinowe i gotując czekali poranku... a w nocy -25 stopni.
Niektórzy musieli zawrócić. Zostali wybrani najlepiej wyekwipowani i Ci nieśli z miejsca oddalonego o minimum dwa dni marszu od bazy najpotrzebniejsze w pierwszych dniach ekspedycji rzeczy, reszta bagaży miała nadejść do bazy wahadłowo.
Minęliśmy Gore, Concordię i długą moreną wzdłuż Broad Peaka dotarliśmy do bazy. 5100 m npm, tuż na samym przedzie, w pobliżu Kopca Glikeya, gdzie otwarta dolina naraża na ostre podmuchy wiatru powstała nasza Baza. A w górze? Czasem wiatr widać, gdy chmury pędzące na spotkanie szczytu mają swój punkt odniesienia i wtedy zdajemy sobie sprawę jaka musi być prędkość jeta tam, na szczycie. Ale czasem (a tu bez przerwy) wiatr słychać. Gdy strumień jet streama rozpędzając się do niebotycznych prędkości, niczym nie powstrzymywany nagle napotka przeszkodę, wtedy uderza w nią, w ostre kanty grani, w lodowe seraki, w skały. Efektem jest huk jadącego pociągu, niektórzy słyszą wodospad a jeszcze inni nadjeżdżające metro...
Także 9 stycznia po ostatnim, 7 godzinnym marszu stanęliśmy u stóp K2.
Zbudowaliśmy mesę, kuchnię i w miarę docierających ładunków nasze namioty personalne, rośnie stos beczek, worków, powstaje magazyn a niebawem wzniesiemy namiot łącznościowy i mam nadzieję, nawiążemy normalną łączność.
Pogoda sprzyja. Wiatr, przyklejony do wierzchołków nie schodzi na morenę, czasem tylko życie utrudniają podmuchy do 50 km/h a te nie są w stanie zniszczyć bazy.
Teraz przed nami długi i żmudny proces aklimatyzacji i przygotowania drogi.
Trzeba być zdrowym, a niektórzy z nas chorują, nie jesteśmy nadludźmi, na zmianę to czujemy się dobrze, to gorzej. Kucharz wychodząc z siebie gotuje jak na stół królewski: pizza, makarony, pieczenie z yaka, no i ryż... duuużo ryżu. Tylko ta monotonia śniadań, jajko smażone, ciapati, naleśnik, jajko jako omlet...
O 8:40 do bazy zagląda słońce, wtedy budzimy się do życia, z -25 robi się -15 i można zabrać się do pracy. A dzień krótki, już po 15:40 żółta kula schowa się za kolejną grań i będziemy musieli uciekać do namiotów. I tak płynie życie u stóp Góry Gór.
12. stycznia w ścianę rusza pierwsza grupa z zamiarem oceny warunków i położenia pierwszych lin poręczowych, jutro ruszą kolejni, a potem... potem ma nadejść wiatr i zapewne będziemy walczyć o utrzymanie bazy.
Dobre nastroje, waleczne miny... jest dobrze.
Serdecznie wszystkich pozdrawiamy, dziękujemy za wsparcie - docierają do nas informacje o tym co robicie by nas dopingować, to dużo dla nas znaczy.
Zespół #K2dlaPolaków
------------------------------
Trekking to the base ran almost as expected, the weather was good, the amount of snow just right, there was no need to pave, we did not sink into the meter drifts.
We walked almost as efficiently as summer expeditions do. Although when you look closely, at the porters, You will see that they are dressed the same as in summer, only the minority has winter boots, gaiters or decent gloves. Most go in plastic boots and in protectors ... even from cement sacks. If we switched to them with equipment ... the expedition would be over

When we reached the planned place for camping before dusk, we landed in a large mess tent and lying side by side on mats, in our sleeping bags we drank tea. The porters had their tents, but not everyone, some built from the palisade barrels and covered them with foil, they lit kerosin machines and cooked in the morning ... and at night - 25 degrees.
Some had to turn back. The best equipped Porters have been selected and they carried from the place at least two days' march away from the base most necessary things in the first days of the expedition, the rest of the baggage has been transfer to the base in a shuttle mode.
We passed Gore, Concordia and a long moraine along Broad Peak we reached the base. 5100 m above sea level, right at the front, near the Glikey Mound, where the open valley exposes our Base to severe wind gusts. And up? Sometimes the wind can be seen when the clouds rushing to the summit. But sometimes (and here without a break) the wind can be heard. When jet stream goes up to exorbitant speeds, suddenly encounters an obstacle, then hits her, into the sharp rails of the ridge, into ice seracs, into rocks. The result is the roar of a moving train, some hear a waterfall and yet others approaching the subway ...
Also on January 9, after the last 7-hour march, we stood at the base of K2.
We have built a mess, kitchen and, as far as the loads reach, our personal tents, a pile of barrels, bags, a warehouse is being built and soon we will build a communications tent and there is a hope we will establish a normal connection.
The weather is favorable. The wind, glued to the tops, does not go down to the moraine, sometimes only life is hampered by gusts up to 50 km / h and these are not able to destroy the base.
We are now facing a long and arduous process of acclimatization and route preparation.
You have to be healthy, and some of us get sick, we are not superhuman. The cook, starting from himself, cooks for a royal table: pizza, pasta, yak baking, and rice ... a lot of rice. Only this monotony of breakfasts, fried egg, ciapati, pancake, egg as an omelette ...
At 8:40 the sun peeks into the base, then we wake up to life, with -25 gets -15 and you can get to work. A day is short, after 3:40 pm the yellow ball will hide behind the next ridge and we will have to flee to the tents. And this is how life flows at the base of the K2.
On the 12th of January, the first group starts to move to the wall, with the intention of assessing the conditions and location of the first ropes, next tomorrow, and then ... the wind is about to come and we will probably fight to maintain the base.
Good moods, valiant faces ... it's good.
We warmly greet all of you, thank you for your support - we get information about what you do to cheer us up, that means a lot to us.
Team # K2forPolaków