MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii
Forum Polaków w UK

Przeglądaj tematy

K2 dla Polaków - Wyprawa Narodowa

następna strona » | ostatnia »

Strona 1 z 10 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 8 | 9 | 10 ] - Skocz do strony

Postów: 97

odpowiedz | nowy temat | Regulamin

SweetLiar

Post #1 Ocena: +1

2018-01-20 16:28:40 (6 lat temu)

SweetLiar

Posty: 10986

Kobieta

Z nami od: 05-02-2015

Skąd: Lądek - Zdrój

Właśnie trwa niezwykle trudna i niebezpieczna próba zdobycia zimą ostatniego niezdobytego ośmiotysięcznika K2 - ponad 8600 metrów npm
tutaj można przeczytac więcej
Ostatnie próby zdobycia tej góry, jeśli dobrze pamietam, miały miejsce w latach 80-tych, ale wtedy nie było takich możliwości, jak dziś, że można relacjonować wszystko praktycznie na bieżąco
Na fejsie można czytać kolejne części Dziennka Wyprawowego, ale nie wszyscy mają fejsa, dlatego będę w miarę możliwości wrzucać tutaj. Dziś wrzucę pierwszą część, a jest ich dotąd cztery, jednak każda kolejna jest coraz ciekawsza, bo tam z tych gór przeklętych, groźnych, majestatycznych wszystko nabiera innej perspektywy
Miłej lektury i trzymamy kciuki za chłopaków *THUMBS UP*

Dziennik Wyprawowy cz. I
16 STYCZNIA · PUBLICZNE
Trekking do bazy przebiegł prawie zgodnie z oczekiwaniami, pogoda dobra, ilość śniegu w sam raz, nie trzeba było torować, nie zapadaliśmy się w metrowych zaspach.
Szliśmy prawie tak sprawnie, jak czynią to wyprawy latem. Choć gdy przyjrzeć się bliżej to portersi są ubrani tak samo, tylko mniejszość ma zimowe buty, stuptuty czy porządne rękawice. Większość idzie w plastikowych butach i w ochraniaczach... choćby z worków po cemencie. Gdybyśmy się z nimi zamienili na ekwipunek... już byłoby po wyprawie :)
Gdy przed zmierzchem osiągaliśmy zaplanowane miejsce na biwak, my lądowaliśmy w dużym namiocie-mesie i leżąc pokotem na karimatach, w śpiworach popijaliśmy herbatę. Portersi mieli swoje namioty, ale też nie wszyscy, niektórzy budowali z beczek palisady i nakrywali to folią, tam rozpalali maszynki kerosinowe i gotując czekali poranku... a w nocy -25 stopni.
Niektórzy musieli zawrócić. Zostali wybrani najlepiej wyekwipowani i Ci nieśli z miejsca oddalonego o minimum dwa dni marszu od bazy najpotrzebniejsze w pierwszych dniach ekspedycji rzeczy, reszta bagaży miała nadejść do bazy wahadłowo.
Minęliśmy Gore, Concordię i długą moreną wzdłuż Broad Peaka dotarliśmy do bazy. 5100 m npm, tuż na samym przedzie, w pobliżu Kopca Glikeya, gdzie otwarta dolina naraża na ostre podmuchy wiatru powstała nasza Baza. A w górze? Czasem wiatr widać, gdy chmury pędzące na spotkanie szczytu mają swój punkt odniesienia i wtedy zdajemy sobie sprawę jaka musi być prędkość jeta tam, na szczycie. Ale czasem (a tu bez przerwy) wiatr słychać. Gdy strumień jet streama rozpędzając się do niebotycznych prędkości, niczym nie powstrzymywany nagle napotka przeszkodę, wtedy uderza w nią, w ostre kanty grani, w lodowe seraki, w skały. Efektem jest huk jadącego pociągu, niektórzy słyszą wodospad a jeszcze inni nadjeżdżające metro...
Także 9 stycznia po ostatnim, 7 godzinnym marszu stanęliśmy u stóp K2.
Zbudowaliśmy mesę, kuchnię i w miarę docierających ładunków nasze namioty personalne, rośnie stos beczek, worków, powstaje magazyn a niebawem wzniesiemy namiot łącznościowy i mam nadzieję, nawiążemy normalną łączność.
Pogoda sprzyja. Wiatr, przyklejony do wierzchołków nie schodzi na morenę, czasem tylko życie utrudniają podmuchy do 50 km/h a te nie są w stanie zniszczyć bazy.
Teraz przed nami długi i żmudny proces aklimatyzacji i przygotowania drogi.
Trzeba być zdrowym, a niektórzy z nas chorują, nie jesteśmy nadludźmi, na zmianę to czujemy się dobrze, to gorzej. Kucharz wychodząc z siebie gotuje jak na stół królewski: pizza, makarony, pieczenie z yaka, no i ryż... duuużo ryżu. Tylko ta monotonia śniadań, jajko smażone, ciapati, naleśnik, jajko jako omlet...
O 8:40 do bazy zagląda słońce, wtedy budzimy się do życia, z -25 robi się -15 i można zabrać się do pracy. A dzień krótki, już po 15:40 żółta kula schowa się za kolejną grań i będziemy musieli uciekać do namiotów. I tak płynie życie u stóp Góry Gór.
12. stycznia w ścianę rusza pierwsza grupa z zamiarem oceny warunków i położenia pierwszych lin poręczowych, jutro ruszą kolejni, a potem... potem ma nadejść wiatr i zapewne będziemy walczyć o utrzymanie bazy.
Dobre nastroje, waleczne miny... jest dobrze.
Serdecznie wszystkich pozdrawiamy, dziękujemy za wsparcie - docierają do nas informacje o tym co robicie by nas dopingować, to dużo dla nas znaczy.
Zespół #K2dlaPolaków
------------------------------
Trekking to the base ran almost as expected, the weather was good, the amount of snow just right, there was no need to pave, we did not sink into the meter drifts.
We walked almost as efficiently as summer expeditions do. Although when you look closely, at the porters, You will see that they are dressed the same as in summer, only the minority has winter boots, gaiters or decent gloves. Most go in plastic boots and in protectors ... even from cement sacks. If we switched to them with equipment ... the expedition would be over :)
When we reached the planned place for camping before dusk, we landed in a large mess tent and lying side by side on mats, in our sleeping bags we drank tea. The porters had their tents, but not everyone, some built from the palisade barrels and covered them with foil, they lit kerosin machines and cooked in the morning ... and at night - 25 degrees.
Some had to turn back. The best equipped Porters have been selected and they carried from the place at least two days' march away from the base most necessary things in the first days of the expedition, the rest of the baggage has been transfer to the base in a shuttle mode.
We passed Gore, Concordia and a long moraine along Broad Peak we reached the base. 5100 m above sea level, right at the front, near the Glikey Mound, where the open valley exposes our Base to severe wind gusts. And up? Sometimes the wind can be seen when the clouds rushing to the summit. But sometimes (and here without a break) the wind can be heard. When jet stream goes up to exorbitant speeds, suddenly encounters an obstacle, then hits her, into the sharp rails of the ridge, into ice seracs, into rocks. The result is the roar of a moving train, some hear a waterfall and yet others approaching the subway ...
Also on January 9, after the last 7-hour march, we stood at the base of K2.
We have built a mess, kitchen and, as far as the loads reach, our personal tents, a pile of barrels, bags, a warehouse is being built and soon we will build a communications tent and there is a hope we will establish a normal connection.
The weather is favorable. The wind, glued to the tops, does not go down to the moraine, sometimes only life is hampered by gusts up to 50 km / h and these are not able to destroy the base.
We are now facing a long and arduous process of acclimatization and route preparation.
You have to be healthy, and some of us get sick, we are not superhuman. The cook, starting from himself, cooks for a royal table: pizza, pasta, yak baking, and rice ... a lot of rice. Only this monotony of breakfasts, fried egg, ciapati, pancake, egg as an omelette ...
At 8:40 the sun peeks into the base, then we wake up to life, with -25 gets -15 and you can get to work. A day is short, after 3:40 pm the yellow ball will hide behind the next ridge and we will have to flee to the tents. And this is how life flows at the base of the K2.
On the 12th of January, the first group starts to move to the wall, with the intention of assessing the conditions and location of the first ropes, next tomorrow, and then ... the wind is about to come and we will probably fight to maintain the base.
Good moods, valiant faces ... it's good.
We warmly greet all of you, thank you for your support - we get information about what you do to cheer us up, that means a lot to us.
Team # K2forPolaków
Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

AlmostFamous

Post #2 Ocena: 0

2018-01-20 16:46:18 (6 lat temu)

AlmostFamous

Posty: n/a

Konto usunięte

Tu jest bardzo dobry artykuł o wyprawie. Niech ktoś zrobi klikany

http://www.przegladsportowy.pl/magazyn-przegladu-sportowego,ludzie-z-lodu-zimowa-wyprawa-na-k2-reportaz-,artykul,841098,1,13283.html
Kto jest bez winy niech weźmie kamień i pierd... się nim w łeb... Niestety tacy nieomylni to powszedni chleb...

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

SweetLiar

Post #3 Ocena: +1

2018-01-20 16:51:56 (6 lat temu)

SweetLiar

Posty: 10986

Kobieta

Z nami od: 05-02-2015

Skąd: Lądek - Zdrój

Klikany

Dziennik Wyprawowy cz. II

Gdy dotarliśmy do bazy, gdy powstało kolorowe miasteczko namiotów i gdy każdy uczestnik i każdy przedmiot mają już swoje miejsce, zaczęła się wyprawa.

A wyprawa... to długie, choć krótkie dni, którymi (więc i nami także) rządzi pogoda. Ta, choć sprzyja, to jednak wszystko to co robimy utrudnione jest z powodu aury właśnie.

Więc to co u nas, można podzielić na dwa różne dni:

1. Dzień w bazie.

2. Dzień w ścianie.

...

Cz 1.

Styczniowy dzień w bazie pod K2.

Kiedy właściwie zaczyna się dla nas dzień? Przyjmijmy, że zaczyna się od przebudzenia.

Otwieram oczy, szaro w namiocie, na ustach i nosie oblepiona szronem chusta, na głowie czapa, wszystko inne w śpiworze, jakże cudnym tworze firmy Małachowski... przyjemne ciepło, ze środka wystają oczy, szukam wiszącego termometru, -25 stopni, znośnie, wszystko oszronione, całe wnętrze namiotu pokryte srebrnymi gwiazdkami szadzi, czasem wiszą jak kosmate sopelki, delikatne, trzeba uważać bo ta cała biel ma tylko jeden cel - spaść mi za kołnierz, za koszulę, na nagi kawałek ciała. Ze mną w środku śpiwora część dziennej garderoby, siadam, zaczyna się przebieranie. Zdjąć piżamkę to nic, ale założyć koszulkę, która ma -27... trzeba szybko, ale delikatnie, no bo sopelki wiszą... Ubieranie kończą buty, okulary i co tam będzie potrzebne. Teraz trzeba upchać i rozmrozić kilka rzeczy zamarzniętych nocą na kamień: krem, pasta do zębów, chusteczki... upycham to... no tam, gdzie ciepło. Zabieram jeszcze butlę z nocnym siku i wyłażę. W cieniu - 25, zza Broad Peaka o 8:31 wyjdzie słońce, o ile wyjdzie... i zrobi się -16 do południa.

Od 8 w mesie stoi herbata i milktea, kto chce idzie, kto nie, gnije w śpiworze do 9. Wtedy wjeżdża śniadanie. Niezmienny, żelazny zestaw: jaja, ciapati, naleśnik, owsianka. Złażą się uczestnicy, śniadanie kończymy kawą... i do roboty, beczki, wory, depozyty, liny, przepaki, poprawianie namiotów, suszenie zalodzonych śpiworów, karimat...

I czas wolny. Trzeba tylko pilnować, żeby nie zwiało... bo taki dzień słoneczny, bez wiatru jak dziś to rzadkość, a na pewno rzadkość w bazie, bo taka pogoda musi być wykorzystana w ścianie... na wspinanie.

Nadchodzi lunch. Zbieramy się w mesie, odkażanie rąk i można wsuwać ryż, pakorę, yaka na sto, ale zawsze twardych sposobów, kurczak, czasem makaron, dhal, jakiś inny sos, pakora, szczątkowe warzywka...

Dzień szybko mija. Już o 15:31 za grań zachodzi słońce, i choć nie robi się ciemno to nie da się już potrzymać książki bez grubej łapawicy, nagle robi się w namiocie -17, 19, 21..., w kilka minut. Trzeba nałożyć kilka dodatkowych warstw, chusta na usta i nos, bo oddychanie tak zimnym powietrzem może być groźne. Życie w Bazie chowa się do namiotów, do mesy. Jeśli namiot, to śpiwór, jeśli mesa: to tam hula piecyk gazowy, temperatura +0, można posiedzieć, pograć w karty, przeanalizować meteo na kolejne dni, zworować liny. Karty, szachy, dziesiąta herbata... i kolacja, siedzimy, gadamy, jest wesoło, atmosfera cudna. Kolacja, to właściwie ta sama odsłona lunchu, dochodzi tylko deser. Jakiś budyń, owoce siekane z puszki, ale mieliśmy też pizzę mega gigant i szaszłyki... Nasz kucharz Mosin, sprawdzony na kilku zimach to nasz cudotwórca kuchni.

A po kolacji? Jak tam kto lubi: ciepła mesa: z oświetleniem, krzesła, stół, muzyka... albo śpiworek. Napełniam butelkę gorącą wodą i pakuję ją do śpiwora, owijam ją piżamą (z tą nocną garderobą to chyba jednak tylko ja fisiuję tutaj, reszta bardziej racjonalnie żyje), trzeba szybko myć zęby, bo woda do płukania zamarznie, a potem... szybkimi ruchami węża trzeba wyskoczyć z dziennych szmat klęcząc lub kucając i natychmiast założyć te nocne, no i zamarznięty śpiwór, siuup. I minuta na to aby wszystko się ogrzało, człowiek to jednak porządny kaloryfer.

Jest 19:30. Za dużo czasu na spanie, więc książka. Trzymam ją jedną ręką, w rękawicy, a drugą tulę butlę z ciepłą wodą turlając ją po brzuchu, gdy dłoń na zewnątrz zgrabieje: szybka zmiana... tak co 2 minuty. W świetle czołówki widać smugę pary, z ust, jak z pyska smoka bucha ciepło, płynie strugami do góry, znajduje sznureczki okulary, skarpetki i inne bambetle... i powoli oblepia to białymi lodowymi igiełkami, które rano runą na mnie śnieżycą jak tylko poruszę się lekko. Ale to jeśli nie wieje.

Bo wiatr jest tu prawie ciągle. I zrzuca tą biel od razu. Wiatr. Ten w górze warczący jak pociąg i ten tu, szarpiący tropikiem jak ceratą, szeleści, trzepoce, szumi, warczy, świszcze... i wciska śnieżny pył do namiotu, oblepia zamki, zakleja wszystkie szpary. Jak wieje wiatr, to nawet gdy na zewnątrz świeci słońce, to tu w namiocie pada śnieg.

Ale co by się nie działo... buff na usta i nos, czołówka na czapę i książka w zarękawiczoną dłoń... a gdy sen nie nadejdzie, czeka mała tabletka, trzeba jeszcze wylać stygnącą wodę z butli, nocne siku musi być przygotowane. Teraz spać, dopiąć zamek w śpiworze, umościć się, znaleźć sobie pozycję między kamieniami i lodowymi występami, zapakować do śpiwora co tam trzeba i lulu. Minął zimowy dzień w bazie pod K2... spokojny, słoneczny. O tym dniu, kiedy nadejdzie sztorm... napiszę, jak nadejdzie.

...

Budzę się, ciemno, że oko wykol, namiotem ktoś szarpie, no.… no wiatr, pełen pęcherz, jakże wspaniałą jest zapobiegliwość i spoczywająca w śpiworze butelka, pusta. Zapalam lampkę, oszroniony termometr wskazuje -31... aby do rana.

Raf
Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

AgentOrange

Post #4 Ocena: 0

2018-01-20 19:09:45 (6 lat temu)

AgentOrange

Posty: 2362

Mężczyzna

Z nami od: 17-05-2015

Skąd: Twickenham

Zawsze mnie ciekawiło jaki jest sens w czelendżach typu podnoszenie dużego kamienia albo wchodzenie na wysoką górę. Nikomu to niepotrzebne ani nic wartościowego nie wnosi.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

espe-7

Post #5 Ocena: 0

2018-01-20 19:24:58 (6 lat temu)

espe-7

Posty: 2421

Kobieta

Z nami od: 04-06-2010

Skąd: Londyn

Cytat:

2018-01-20 19:09:45, AgentOrange napisał(a):
Zawsze mnie ciekawiło jaki jest sens w czelendżach typu podnoszenie dużego kamienia albo wchodzenie na wysoką górę. Nikomu to niepotrzebne ani nic wartościowego nie wnosi.


Naprawde? :-o

Agent, masz jakies zainteresowania? Takie, ktore sa dla Ciebie wartosciowe, wazne, potrzebne I majace dla Ciebie sens?

A wracajac do tematu, to trzymam kciuki I chyle czola *THUMBS UP*
"Lovers of air travel find it exhilarating to hang poised between the illusion of immortality and the fact of death." Alexander Chase

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

SweetLiar

Post #6 Ocena: 0

2018-01-20 19:28:35 (6 lat temu)

SweetLiar

Posty: 10986

Kobieta

Z nami od: 05-02-2015

Skąd: Lądek - Zdrój

Cytat:

2018-01-20 19:09:45, AgentOrange napisał(a):
Zawsze mnie ciekawiło jaki jest sens w czelendżach typu podnoszenie dużego kamienia albo wchodzenie na wysoką górę. Nikomu to niepotrzebne ani nic wartościowego nie wnosi.

Ja jestem dumna z polskiego himalaizmu prawie wszystkie pierwsze wejścia zimowe są nasze. Chociaż kiedyś to była czysta pasja, dziś dochodzi sława i pieniądze. Największe legendy himalaizmu to ludzie, którzy kiedy w Polsce nie było nic na półkach wymyślili, że będą się wspinać na najwyższe góry świata bez profesjonalnego sprzętu w butach uszytych przez górali z Zakopanego. I wytyczali nowe trasy, osiągali rzeczy o których inni nie śnili. Często ich wyczynów nie powtórzył już nikt pózniej. Życzyłabym wszystkim osiągnieć równych 5% tego " nic niewartościowego"

Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

andyopole

Post #7 Ocena: 0

2018-01-20 19:40:38 (6 lat temu)

andyopole

Posty: 12806

Mężczyzna

Z nami od: 20-09-2008

Skąd: Oregon

Cytat:

2018-01-20 19:28:35, SweetLiar napisał(a):
Cytat:

2018-01-20 19:09:45, AgentOrange napisał(a):
Zawsze mnie ciekawiło jaki jest sens w czelendżach typu podnoszenie dużego kamienia albo wchodzenie na wysoką górę. Nikomu to niepotrzebne ani nic wartościowego nie wnosi.

Ja jestem dumna z polskiego himalaizmu prawie wszystkie pierwsze wejścia zimowe są nasze. Chociaż kiedyś to była czysta pasja, dziś dochodzi sława i pieniądze. Największe legendy himalaizmu to ludzie, którzy kiedy w Polsce nie było nic na półkach wymyślili, że będą się wspinać na najwyższe góry świata bez profesjonalnego sprzętu w butach uszytych przez górali z Zakopanego. I wytyczali nowe trasy, osiągali rzeczy o których inni nie śnili. Często ich wyczynów nie powtórzył już nikt pózniej. Życzyłabym wszystkim osiągnieć równych 5% tego " nic niewartościowego"




Ja im bardzo kibicuje. Zawsze się jednak martwię, góry nie znają pojęcia litości...

Dla jednych celem jest nachlac się gorzały w weekend, dla innych wejscie na jakis pagorek. Mniejszy czy wiekszy. Dla reszty pozostaje kanapa i pieprzenie glupot na forum. Ja ruszam na podworko, to lubię. Też można sobie się skaleczyć paluszek lub wleźć boleśnie w pokrzywy. Po co sie narażać? Lepiej się dziwić że ktoś robi to co lubi.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

E-mail

AgentOrange

Post #8 Ocena: 0

2018-01-20 20:07:16 (6 lat temu)

AgentOrange

Posty: 2362

Mężczyzna

Z nami od: 17-05-2015

Skąd: Twickenham

Cytat:

Naprawde? :-o

Agent, masz jakies zainteresowania? Takie, ktore sa dla Ciebie wartosciowe, wazne, potrzebne I majace dla Ciebie sens?


O tak, moje zainteresowania realizują się w mojej pracy. I są one wartościowe, ważne, potrzebne i mają sens - nie tylko dla mnie.
Za to nie widzę żadnej wartości ani potrzebności we wchodzeniu zimą na górę. Niczego nowego się w ten sposób nie odkryje, niczego nowego nie wymyśli, nie wzbogaci to w żaden sposób ludzkości. Równie dobrze można walić głową w mur albo kopać rowy wykałaczką.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

AgentOrange

Post #9 Ocena: 0

2018-01-20 20:12:24 (6 lat temu)

AgentOrange

Posty: 2362

Mężczyzna

Z nami od: 17-05-2015

Skąd: Twickenham

Cytat:

Ja jestem dumna z polskiego himalaizmu prawie wszystkie pierwsze wejścia zimowe są nasze.


Co to znaczy, że są "nasze"? Nie są oni Twoje ani innych posiadających polski paszport. Są tyłko i wyłącznie tych co się tam wdrapali. Chyba nie chcesz dowartościować się w ten sposób?

Cytat:

Chociaż kiedyś to była czysta pasja, dziś dochodzi sława i pieniądze. Największe legendy himalaizmu to ludzie, którzy kiedy w Polsce nie było nic na półkach wymyślili, że będą się wspinać na najwyższe góry świata bez profesjonalnego sprzętu w butach uszytych przez górali z Zakopanego.


No widzisz a dla mnie wartościowsze są np. prionierskie operacje na sercu wykonywane w tym czasie w Polsce.

Cytat:

I wytyczali nowe trasy, osiągali rzeczy o których inni nie śnili. Często ich wyczynów nie powtórzył już nikt pózniej. Życzyłabym wszystkim osiągnieć równych 5% tego " nic niewartościowego"


Czy jak przejdę na rzęsach z Krakowa do Gdańska to osiągnę (tak samo bezsensowny) 1% ich osiągnięć? To będzie tam samo pożyteczne osiągnięcie jak wejście bez celu na górę.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

SweetLiar

Post #10 Ocena: +1

2018-01-20 20:35:34 (6 lat temu)

SweetLiar

Posty: 10986

Kobieta

Z nami od: 05-02-2015

Skąd: Lądek - Zdrój

Cytat:

2018-01-20 20:12:24, AgentOrange napisał(a):
Co to znaczy, że są "nasze"? Nie są oni Twoje ani innych posiadających polski paszportSą tyłko i wyłącznie tych co się tam wdrapali

A wdrapali się jako pierwsi Polacy. Ja jestem i będę dumna z każdego osiągnięcia moich rodaków czy to pierwsze zimowe wejście na ośmiotysięcznik czy Twoje wynalezienie leku na raka. I nie wartosciowuję tego w kategorii co jest bardziej lub mniej wartościowe dla ludzkości, ale mam wpojony szacunek dla cudzej pracy i uporu

Cytat:

No widzisz a dla mnie wartościowsze są np. prionierskie operacje na sercu wykonywane w tym czasie w Polsce.

To też jest pasja i chęć przekraczania granic niemożliwego. To też jest sława i to też są pieniądze
Jak już pisałam szanuję cudzy wysiłek i prace, nie odważyłabym się, żeby pracy sprzątaczki czy kasjerki w sklepie nazwać bezwartościową, ale jak kto woli

Cytat:

Czy jak przejdę na rzęsach z Krakowa do Gdańska to osiągnę (tak samo bezsensowny) 1% ich osiągnięć? To będzie tam samo pożyteczne osiągnięcie jak wejście bez celu na górę.

Nie porównywałbym chodzenia na rzęsach, kopania dołów wykałaczkami czy walenia głową w ścianę do tak wielkich osiągnieć jak zdobywanie Korony Ziemi. Te góry są na naszej planecie i ktoś je pierwszy zdobyć musi tak jak ktoś pierwszy musiał przepłynąć Atlandyk, a przecież mógł się nie ruszać z domu bo większość uważała, że to bez sensu
Poza tym, nie przejdziesz na tych rzęsach, to wbrew prawom fizyki, ale brawo za pracę nad tym, upór, samozaparcie i masz ten 1%, to i tak nieprzyzwoicie dużo za śledzenie z fotela nowatorskich operacji serca



[ Ostatnio edytowany przez: SweetLiar 20-01-2018 21:36 ]

Tyle rzeczy kończy się tak niespodziewanie: pieniądze, urlop, młodość i sól.

Do góry stronyOffline

Cytuj wypowiedź Odpowiedz

Strona 1 z 10 - [ przejdź do strony: 1 | 2 | 3 ... 8 | 9 | 10 ] - Skocz do strony

następna strona » | ostatnia »

Dodaj ogłoszenie

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Ogłoszenia


 
  • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
  • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
  • Tel: 0 32 73 90 600 Polska,