"Jeśli rząd nie byłby w stanie przeforsować swoich zamiarów, nie pozostaje nic innego, jak wybory parlamentarne" - powiedział premier po posiedzeniu rządu, na którym przyjęto ostateczną wersję programu reformy wydatków publicznych.
Leszek Miller zwrócił się do wszystkich ugrupowań parlamentarnych o poparcie planu. "Zwracam się do senatorów i posłów wszystkich grup politycznych, by w poczuciu odpowiedzialności za losy obywateli, za losy Polski, poparli plan naprawy finansów publicznych" - powiedział.
Przeciwko reformie już opowiedział się PiS. Głosowanie na "nie" nie wykluczają też Liga Polskich Rodzin, PSL i Platforma Obywatelska. Jeśli koalicja rządowa nie zyska poparcia mniejszych ugrupować, takich jak np. Partia Ludowa-Demokratyczna, to może przegrać głosowania, jak ostatnio, gdy Sejm zdecydował się przyznać dotacje dla PKP i warszawskiego metra.
Premier podkreślił, że realizacja "planu naprawy i uporządkowania finansów Publicznych" jest konieczna. "Jest on niezbędny po to, by w państwa rodzinach nie tracili pracy, a bezrobotni mogli ją łatwiej znaleźć, aby w państwa portfelach było więcej pieniędzy, za które można będzie więcej kupić, aby nie było drożyzny, a rosły oszczędności, aby państwa dzieci i wnuki kończąc szkołę mogły rozpocząć pracę zamiast stać w kolejkach dla bezrobotnych".
Ekonomiści podkreślają, że rząd znacznie złagodził wersję planu, opracowaną przez wicepremiera Jerzego Hausnera. Np. zmiana zasady waloryzacji rent i emerytur została przesunięta na 2005 rok. Oznacza to, że oszczędności budżetowe będą znacznie mniejsze od wcześniej planowanych. A to z kolei - zdaniem ekonomistów - powoduje, że Polsce nadal grozi przekroczenie granicy 60 proc. deficytu budżetowego.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.