Będzie to pierwsze spotkanie Włodzimierza Cimoszewicza, Joschki Fischera i Dominique’a de Villepin od grudniowego szczytu UE w Brukseli. To na nim to Warszawa, wraz z Madrytem, zablokowała projekt unijnej konstytucji forsowany przez Berlin i Paryż.
Niemcy i Francja popierają projekt zakładający, że unijne ustawy są przyjmowane, jeśli poprze je połowa krajów członkowskich zamieszkanych przez co najmniej 60 proc. ludności wspólnoty.
Polska i Hiszpania domagają się natomiast utrzymania w mocy
traktatu z Nicei, w myśl którego uwzględnia się także siłę głosów
w Radzie UE. Z tego punktu widzenia oba kraje miałyby niemal równe
wpływy, co Niemcy i Francja (27 wobec 29 głosów).
Prasa o szczycie Europejska prasa poświęca sporo miejsca berlińskiemu spotkaniu szefów dyplomacji Niemiec, Francji i Polski.
W komentarzu we francuskim "L’Express" pojawia się wiara, że "realizm przeważy", a nawet, że można mówić o "odwilży" w polsko-francuskich relacjach, po okresie ochłodzenia na tle podejścia do wojny w Iraku, relacji ze Stanami Zjednoczonymi czy wreszcie eurokonstytucji.
Polski "nietwórczy upór" w sprawie konstytucji Unii, twierdzi gazeta, przekonał jednak Paryż, że musi traktować Warszawę jako "równego" partnera. Polska natomiast miała "zdać sobie sprawę, że o podziale dotacji w Unii nie można decydować bez zgody Berlina i Paryża", i dlatego "we własnym interesie musi porozumieć się z tzw. starą Europą".
Z kolei szwajcarska "Le Temps" ocenia, że trzej ministrowie będą chcieli w piątek wznowić dialog, który - jak podkreśla - "jest nie do uniknięcia, ponieważ przełamanie klinczu zależy od pozycji Polski". Dziennik twierdzi, że Warszawa stara się teraz uniknąć wielkiego niebezpieczeństwa - tzw. powstanie zjednoczonej Europy dwóch prędkości i zmarginalizowania własnej pozycji.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.