Trzech polskich himalaistów wspomaga trzech zagranicznych wspinaczy. Czwarty z Polaków, Jacek Jawień z Tychów, musiał wrócić do kraju, ponieważ nie udało mu się - tak jak innym kolegom - pokonać grypy. Po wycofaniu się spod Shishapangmy brytyjskich himalaistów, to obecnie jedyna ekipa wspinająca się na ośmiotysięcznik.
Mimo ataku wirusa, który mocno osłabił himalaistów, po założeniu bazy głównej (5250 m n.p.m.), postawili już bazę wysuniętą (5600 m n.p.m) wstępnie zaopatrzoną do dalszej wspinaczki.
Kierownik wyprawy, Jan Szulc, powiedział, że po walce z bardzo agresywnym wirusem zrezygnował z planów wytyczenia nowej drogi wiodącej na szczyt ośmiotysięcznika: "Wystarczy nam walka o pierwsze zimowe zdobycie Shishapangmy. Z przeprowadzonego lodowcem rekonesansu do wysokości około 6000 m wynika, że góra łatwo nie puści: śnieg wywiało, pozostał żywy lód i wymrożona skała. Co najgorsze, pojawiają się nowe ogromne bryły niebieskiego lodu. W poniedziałek rozpoczęliśmy zmagania ze ścianą. Czasu mamy mało, gdyż o ile teraz wieją himalajskie wiatry, to z początkiem stycznia przyjdą huragany" – powiedział Szulc.
Przyroda nie sprzyja Polakom, nie tylko z powodu złych warunków atmosferycznych. Bazy stały się celem dużych ptaków, które dziurawią namioty i wygrzebują ich zawartość na zewnątrz: "Mają tak silne dzioby, że potrafią nawet dobrać się do puszek. Strata żywności to jedno, ale spanie zimą w silnie wietrzonym namiocie to wątpliwa przyjemność" - opowiadał Jan Szulc.
Plany wyprawy przewidują założenie w ścianie, w zależności od pogody, dwóch lub trzech obozów. Atak na szczyt, jeśli do niego dojdzie, będzie możliwy dopiero w styczniu. Spotkani przez Polaków Anglicy, którzy wycofali się z wysokości 7000 m n.p.m. wspinali się na Shishapangmę 40 dni.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.