Naczelny "Gazety Wyborczej" rzadziej dawał upust emocjom niż podczas przesłuchania przed komisją śledczą. Parokrotnie wdał się jednak w sprzeczki z obrońcami Lwa Rywina i obruszał się, gdy wytykano mu drobne sprzeczności w zeznaniach: "To po prostu była taka technologia przesłuchań, którą ja znam dobrze jako - że tak powiem – podsądny, przestępca, kryminalista z innych czasów, że trzeba zadać 10 razy to samo pytanie i znaleźć jakąś minimalną sprzeczność, a później ogłaszać, że oskarżony czy świadek łże, kłamie, wymyśla itd."
Czasem z widocznym zniecierpliwieniem, lub rozbawieniem Michnik reagował na pytania prokuratury i sądu - na przykład na pytanie, czy podczas rozmowy w gabinecie Michnika on i Rywin coś pili - odpowiedział pytaniem: "Wysoki sądzie przed 12.00, przed sumą?" Nawiązując do wywiadu prasowego Rywina, w którym ten twierdził, że u Michnika był "nachlany", Michnik oświadczył, że nie odniósł takiego wrażenia - przeciwnie, jego zdaniem Rywin był "trzeźwy jak szkło".
Na rozprawie odtworzono magnetofonowy zapis rozmowy Michnika z Rywinem w lipcu zeszłego roku. Ten ostatni, pytany, czy potwierdza treść tej rozmowy, odmówił odpowiedzi: "Wysoki sądzie zgodnie z moim wcześniejszym oświadczeniem pragnę się ustosunkować do wszystkich zagadnień po przesłuchaniu najważniejszych świadków".
Kolejną rozprawę sąd wyznaczył na 7 stycznia. Przesłuchany ma być Paweł Smoleński - autor tekstu "Gazety" o aferze.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.