Za podjęciem w Sejmie prac nad rządowym projektem jest tylko koalicja SLD-UP.
Zgodnie z projektem, placówki służby zdrowia stałyby się spółkami, które - mimo szczególnego statusu użyteczności publicznej - mogłyby upadać.
Władysław Szkop z SLD przekonuje, że szpital nie może się opierać na prawie budżetowym, gdy wszyscy kontrahenci działają na zasadach rynkowych.
"Teraz, gdy szpital zwróci się do jakiejś firmy z zamówieniem, wiedząc, że nie zapłaci, to z punktu widzenia samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej nic się nie dzieje. W kodeksie spółek handlowych byłoby to już oszustwo i tego szpitale nie mogłyby już robić bezkarnie", przekonuje Szkop.
Zdaniem Ewy Kopacz z Platformy Obywatelskiej, nierealny jest jednak pomysł obrotu akcjami szpitali, bo ich jedynym majątkiem będą długi.
"Nie wierzę, że pracownicy, którzy i tak zarabiają niewiele, będą wykupywać akcje tylko dlatego, żeby jeszcze mieć miejsce pracy. Ich po prostu nie będzie na to stać. Nie wierzę także, że przyjdą inwestorzy. Ci, którzy mają pieniądze, chcą je inwestować w spółkę po to, żeby zarabiać. A szpital-spółka z założenia nie będzie przynosić dochodów", tłumaczy posłanka PO.
Długi placówek służby zdrowia szacuje się dziś na 7 miliardów złotych.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.