W skład tych oddziałów mieliby wejść przedstawiciele pięciu największych ugrupowań politycznych w kraju. 800-osobowy batalion miałby współpracować z jednostkami specjalnymi Stanów Zjednoczonych na terenie Bagdadu i w jego okolicach. Dzięki temu przywódcy irackich partii politycznych mogliby mieć większy wpływ na bezpieczeństwo w Iraku.
Zdaniem "The Washington Post", swoją aprobatę dla tego pomysłu wyraził już tymczasowy cywilny administrator Iraku, Paul Bremer.
Niektórzy niezależni członkowie Rady obawiają się jednak, że partie mające swoich przedstawicieli w tworzonych oddziałach, wykorzystają ich siłę, by zminimalizować rolę swoich przeciwników po wycofaniu się z Iraku wojsk koalicji. "To poważny błąd. Powinniśmy rozwiązywać ugrupowania paramilitarne, a nie wynajdywać sposoby na ich legitymizację", stwierdził jeden z członków Rady, Ghazi Yawar.
Amerykanie zapewniają, że członkowie batalionu będą rekrutowani z dużą ostrożnością, która ma być gwarantem ich lojalności wobec przełożonego, a nie liderów partyjnych. "Swoją przynależność partyjną będą musieli zostawić za drzwiami", twierdzą przedstawiciele Amerykanów.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.