Rzecznik Czerwonego Krzyża Florian Westphal powiedział, że cały czas trwają dyskusje nad tym, co zrobić z zagranicznymi pracownikami organizacji. Zapewnił, ze przedstawiciele MCK będą nadal działać w północnym Iraku. W końcu października w zamachu na kwaterę główną Międzynarodowego Czerwonego Krzyża zginęło 12 osób. Organizacja ograniczyła wtedy znacznie liczbę zagranicznego personelu. Podobną decyzję podjęła wtedy ONZ.
O okolicznościach wyjazdu przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża donosi z Bagdadu korespondent BBC Jonny Dymond: "Pogarszające się warunki w Bagdadzie i Basrze zmuszają organizację do odwrotu. Rozumowanie jest proste: by Czerwony Krzyż mógł działać, musi mieć szeroki dostęp do mieszkańców kraju, ale pracownicy nie mogą być narażeni na niebezpieczeństwo. To może obecnie zapewnić w Iraku tylko amerykańska armia, a Czerwony Krzyż nie chce przyjąć tego rodzaju ochrony. Sytuacja wydaje się pogarszać: w pierwszych 8 dniach listopada zginęło w Iraku prawie tylu amerykańskich żołnierzy co podczas 31 dni października. Dziś rano niedaleko miasta Faludża, kolejnych dwóch".
Czerwony Krzyż działa w Iraku od ponad 20 lat. Był obecny w kraju podczas wojny irańsko-irackiej, pierwszej wojny w Zatoce i ostatniej inwazji sił koalicji.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.