"Nigdy nie domagałem się wglądu w materiały operacyjne dotyczące sprawy starachowickiej. Nie miałem żadnej wiedzy, dowiedziałem się o wszystkim dzień po aresztowaniu podejrzanych samorządowców", przekonywał z sejmowej trybuny Sobotka.
Były wiceminister za absurdalny uznał też fakt, że poseł Andrzej Jagiełło, "którego prawie nie zna", powołał się na informacje od niego.
Zacytował oświadczenie Jagiełły "...wymieniłem nazwisko min. Sobotki jako bluff, mający służyć postraszeniu starosty [starachowickiego]. ... Oświadczam, że min. Sobotka nie przekazywał mi żadnych informacji".
3 X Prokurator Generalny przedstawił marszałkowi sejmu pismo, w którym poprosił o zgodę na pociągnięcie Sobotki do odpowiedzialności karnej w związku z aferą starachowicką.
Dowodem w tej sprawie jest nagrany głos posła Jagiełły, który przez telefon poinformował samorządowców SLD o groźbie aresztowania. Jagiełło powołał się tam na informacje właśnie od wiceministra Sobotki.
"Dlaczego powołał się na mnie, on jeden wie" mówił Zbigniew Sobotka, przekonując posłów, że "zebrany materiał dowodowy to wyłącznie poszlaki".
"Jestem pewny całkowitego oczyszczenia z zarzutów", mówił dalej, dodając, że "polityk jest jak mucha, którą każdą gazetą można zabić. Boleśnie się o tym przekonałem".
Teraz Sobotka, zgodnie z wolą prokuratury, będzie mógł zostać przesłuchany w sprawie afery starachowickiej w charakterze podejrzanego.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.