Przyjęcie projektu umożliwi jego przekazanie do Sejmu w wymaganym przez konstytucję terminie. Jak podano, przyjęta wersja nie różni się od tej przesłanej do konsultacji partnerom społecznym. Wicepremier Jerzy Haunser argumentował, że już wcześniej uwzględniono wiele uwag zgłaszanych przez związki zawodowe i przedsiębiorców m.in. dotyczących płac oraz obniżki obciążeń podatkowych. Zarówno związek zawodowy "Solidarność", jak i partie opozycyjne oraz wielu analityków gospodarczych zarzucają rządowemu projektowi zbyt wysoką wysokość deficytu budżetowego, a dodatkowo ukrywanie niektórych wydatków, które mogą go jeszcze powiększyć.
Według rządu, priorytety przyszłorocznego deficytu, to przyspieszenie wzrostu gospodarczego, integracja z Unią Europejską i związane z tym "jak najpełniejsze" wykorzystanie wspólnotowych funduszy oraz zwiększenie samodzielności samorządów. Premier Leszek Miller przyznał, że najwięcej krytyki wzbudza wysokość deficytu budżetowego: "Wzrost deficytu jest koniecznością, bez niego nie można dokonać ani wsparcia przedsiębiorczości, poprzez obniżenie podatków, ani zapewnić środków na absorpcję funduszy europejskich". Miller zapowiedział zwiększenie w przyszłym roku wydatków na edukację i kulturę.
Inflacja średnioroczna ma wynieść w 2004 r. ponad 2 proc, a dług publiczny prawie 55 proc. PKB. Zgodnie z założeniami rządu Leszka Millera, w kolejnych latach polska gospodarka ma przyspieszyć – tempo wzrostu PKB w latach 2006-2007 ma wynieść 5,6 proc., deficyt w 2007 r. ma spaść do 28 mld zł, a dług publiczny ma sięgnąć ponad 59 proc. PKB.
Część ekspertów uważa, że zakładany wzrost PKB jest zbyt optymistyczny. Kontrowersje wzbudza rządowy projekt zmian w systemie podatkowym - chodzi o liniową, 19-procentową stawkę dla przedsiębiorców. Część ekspertów ostrzega, że jeden z zapisów wprowadzających tę zmianę może się okazać sprzeczny z konstytucją. Obecnie pracuje nad tym sejmowa komisja finansów.
Zaniepokojenie analityków budzi również rosnący poziom długu publicznego. Obecnie wynosi ok. 50 proc. PKB. Kilka dni temu wicepremier Jerzy Hausner ostrzegł, że za dwa lata może on sięgnąć poziomu 60 proc. Przepisy przewidują w takim wypadku specjalne procedury. Jeśli dług publiczny dojdzie do tej granicy, to w następnym roku budżet musi być zrównoważony – wydatki nie mogą przekroczyć dochodów. To oznaczałoby cięcia w wysokości kilkudziesięciu miliardów złotych.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.