– Marnowanie żywności jest jednym z największych problemów, z jakimi się mierzymy cywilizacyjnie – podkreśla Karolina Woźniak. – Całe zmarnowane jedzenie odpowiedzialne jest za 8–10 proc. emisji gazów cieplarnianych, które przedostają się do atmosfery i bardzo intensywnie napędzają zmiany klimatyczne. Gdyby było państwem, byłoby trzecim największym emitentem na świecie zaraz po Stanach Zjednoczonych i Chinach.
Produkcja żywności jest droga, emituje gazy cieplarniane, zajmuje powierzchnie uprawne pod uprawę roślin na pasze niezbędne do wykarmienia zwierząt. Wyprodukowanie kilograma wołowiny wymaga zużycia 15 tys. litrów wody, a kilograma chleba – 1,6 tys. litrów wody. Tymczasem słodkiej wody jest coraz mniej, a wielu krajom, w tym Polsce, zagraża susza.
– Pandemia pokazała, że zakłócenie łańcucha dostaw powoduje bardzo duże straty żywności. Mieliśmy sytuację, kiedy litry mleka były wylewane z powodu braku odbiorców, tak samo ziemniaki gniły na polach, ponieważ nie miał ich kto zbierać – przypomina menedżer ds. PR Too Good To Go. – Dziś sytuacja jest lepsza, ponieważ bardziej zastanawiamy się nad tym, co zrobimy z żywnością, którą mamy. Niemniej jednak, aby określić, jakie są długofalowe skutki pandemii, jeszcze musimy poczynić dłuższe obserwacje i poczekać, czy to jest dłuższa zmiana, czy tylko chwilowa.
Newseria.pl
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.