Wszystko miało być gotowe wczoraj wieczorem. Najpierw wczoraj po południu szef Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział, że „wszystko będzie jasne w ciągu kilku godzin". Tak się nie stało. Premier Johnson porównał rozmowy na temat brexitu ze wspinaniem się na Everest, mówiąc, że szczyt był „niedaleko”, ale nadal otoczony „chmurą”.
Boris Johnson szukał wsparcia z różnych stron. Rozmawiał m.in. z Arlene Foster, przewodniczącą Partii Demokratyczno-Unionistycznej z Irlandii Północnej. Oferował wypłatę sporej gotówki dla jej regionu w zamian za akceptację umowy z Brukselą. Rozmowa trwała 11 godzin, ale nie doszło do współpracy. Jak nieoficjalnie podają źródła, szefowa DUP domagała się zbyt dużej kwoty. Premier rozmawiał również z politykami ze swojej partii na temat kontroli celnej na towary sprowadzane do Irlandii Północnej.
Dla brytyjskiej strony priorytetowe było zawarcie porozumienia przed dzisiejszym posiedzeniem Rady Europejskiej. Jak podają media na Wyspach, jeszcze parę dni temu umowa była niemożliwa, a wczoraj już było o włos od porozumienia. Przełom jednak nie nastąpił. Czy uda się jeszcze osiągnąć porozumienie? Wielka Brytania ma na to czas do jutra. Dwudniowy szczyt UE, trwający dzisiaj i jutro to ostatnia szansa na wypracowanie „umowy rozwodowej".
W sobotę 19 października ma odbyć się
posiedzenie brytyjskiego parlamentu. Posłowie będą głosować nad umową - jeśli premierowi uda się ją wywalczyć. Jeśli nie, Izba Gmin będzie głosować za brexitem bez porozumienia. Jeśli parlament odrzuci umowę lub drugą opcję, czyli twardy brexit, w życie wejdzie tzw. ustawa Benna, zgodnie z którą premier będzie musiał wysłać do UE list z prośbą o opóźnienie wyjścia z UE do 31 stycznia 2020 roku. Jeszcze niedawno premier zarzekał się, że tego nie zrobi, jednak wczoraj minister ds. brexitu potwierdził, że Johnson napisze taki list - informowaliśmy o tym
tutaj.
Opr. kk, MojaWyspa.co.uk