MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

17/04/2019 09:29:00

Jestem Czeczenem, który kocha Polskę

1 grudnia, po kilkunastu latach występów pod biało-czerwoną flagą, zakończył karierę w MMA. Jest najbardziej utytułowanym zawodnikiem tej dyscypliny w Polsce. Wielki wojownik o gołębim sercu. Z Mamedem Khalidovem o karierze zawodniczej, życiu na emigracji, rodzinie, tolerancji i religii rozmawiał Dariusz A. Zeller.

Po ukończeniu przez ciebie studiów na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim na kierunku zarządzanie i administracja, w międzyczasie powstał klub Arrachion MMA Olsztyn, w którym zacząłeś trenować. Zdawałeś wówczas sobie sprawę dokąd może ta droga cię zaprowadzić? Szczególnie po tych trzech niefortunnych walkach na Litwie…

Nie, nie miałem pojęcia. Tak naprawdę spełniałem swoje marzenia. Moim marzeniem nie było ukończenie studiów i praca np. urzędnika. Moim marzeniem było właśnie trenować MMA, więc spełniałem swoje marzenia i kochałem ten sport. Nie myślałem o pieniądzach i nie wiedziałem, że to tak mnie wciągnie, że tak się rozwinie. Robiłem to z miłością, ponieważ chciałem to robić i oddawałem temu całe serce.

Na tyle je oddałeś, że obecnie posiadasz status legendy polskiego MMA. Jakie to uczucie?

Pojęcie „legendy” jest zbyt mocne... Czuję się bardzo dobrze, jestem szczęśliwy, bo spełniłem w Polsce swoje marzenia. Dołożyłem jakąś tam cegiełkę do tej dyscypliny, ponieważ ona z czasem budowała się, a ja coś tam w niej osiągnąłem.

Czy jesteś w pełni zadowolony ze swojej kariery? Przypominam, że są to 42 walki, 36 wygranych, większość w imponującym stylu. Nie żałujesz, że – dla przykładu – nie przeszedłeś do UFC?

Nie, absolutnie nie żałuję. Gdybym odszedł do UFC to nie osiągnąłbym tego, co osiągnąłem. To jest moja historia i część historii organizacji KSW w Polsce. To było moje marzenie, a nigdy nie marzyłem być w UFC. Kto chciał, to tam przeszedł, a ja marzyłem po prostu o dobrych walkach i o ich dobrym poziomie. Tak naprawdę nie lubię zmieniać miejsca. Nie chciałem wyjeżdżać z Czeczenii. Przyjechałem do Polski, odnalazłem się. Tu powstała organizacja, w której występowałem i nie chciałem nic zmieniać. Było fajnie, czułem się jak w domu, u siebie. Zawsze powtarzałem – zróbmy coś swojego, dużego, fajnego. Dlaczego wciąż wzorujemy się na innych? Oczywiście, wzorować się trzeba, ale niepotrzebnie patrzymy, że gdzieś tam jest lepiej niż u nas. U nas też jest super.

Śledzisz karierę innego polskiego zawodnika pochodzenia czeczeńskiego, twojego kuzyna Asłambeka Saidova? Co o nim myślisz?

Asłambek Saidov cały czas rozwija się. Opuścił KSW, przeszedł do ACB (Absolute Championship Berkut – dop.DZ) i ma tam piękne pasmo – jedną porażkę i siedem czy osiem walk wygranych. Dobrze mu idzie i rozwija się cały czas. Asłambek jest czołowym zawodnikiem MMA w Polsce (w swojej kategorii wagowej) i na świecie. Jak najbardziej jestem jego kibicem. Jak widzisz mam nawet napis „Asłambek Saidov” na telefonie!

Kończąc wątek stricte sportowy, powiedz, czy gdybyś nie przegrał 1 grudnia drugiej z kolei walki z Tomkiem Narkunem to kontynuowałbyś karierę?

Tak. Gdybym się tego dnia nie poczuł źle, kolejny raz, to może bym kontynuował.

Czy jest coś, co mogłoby zmienić jeszcze twoją decyzję?

Nie, nic nie zmieni mojego zdania, bo już to podsumowałem. Nie mogę być cały czas na topie mając problemy zdrowotne. Muszę odpuścić. Przez 15 lat były różne sytuacje; mając kontuzję wychodziłem do walk; brałem nawet po sześć walk w roku. I cały czas i bez przerwy wydawało się, że człowiek jest nie do zajechania, ale zajechałem się. Zajechałem się psychicznie i mój mózg nie pracuje już tak dobrze jak powinien pracować. Mam problemy z sobą i czasami trafia to na walkę. To jest ryzyko, a ja już nie chcę ryzykować. Żyję normalnie, chcę pozbyć się tego problemu i nie mam zamiaru wracać.  

Osierociłeś MMA, ale jest jeszcze nadzieja... Czy twoi synowie są zainteresowani sportami walki?

Oczywiście, że są zainteresowani. Jeden ma 11 lat, drugi ma 6. Naciskałem ich tylko, żeby uprawiali sport, bo trzeba być wysportowanym i uważam, że jest to normalna rzecz. Natomiast nie nalegałem i nie nalegam, żeby trenowali to, co ja trenuję. Nawet bym nie chciał. Nie chcę, żeby to robili dlatego, że ja to robiłem. To jest bardzo brutalny sport, kontuzjogenny, a na szali stawia się własne zdrowie. Nie chcę, żeby moje dzieci biły się i traciły na zdrowiu. Starszy syn rok temu powiedział mi, że chce coś trenować i nie zabraniam mu, proszę bardzo. A młodszy jest piłkarzem.
 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska