Być może, ponieważ w tym temacie nie ma żadnych pewnych punktów. Nadal oficjalną datą wyjścia z Unii Europejskiej jest 29 marca, czyli następny piątek. Mimo że Izba Gmin podjęła uchwałę w sprawie opóźnienia brexitu, to nadal nie wiadomo, czy zgodzą się na to przedstawiciele wszystkich krajów członkowskich UE.
Do trzech razy sztuka
W czwartek 21 marca rozpoczyna się unijny szczyt, podczas którego premier May ma poprosić Unię Europejską o zgodę na opóźnienie brexitu. Bruksela może się na to zgodzić, ale najpierw Izba Gmin powinna ratyfikować porozumienie w sprawie warunków wyjścia. Chodzi o umowę, którą premier ostatecznie wynegocjowała w Brukseli w listopadzie ubiegłego roku, a którą brytyjski parlament już dwa razy odrzucił, najpierw
w połowie stycznia, a następnie
w ubiegłym tygodniu. Kolejne głosowanie w tej sprawie ma się odbyć w tym tygodniu we wtorek lub środę, ale jeśli szefowa rządu nie będzie miała pewności, że tym razem posłowie przyjmą jej umowę, prawdopodobnie nie zarządzi posiedzenia Izby Gmin.
Do przyjęcia umowy wypracowanej przez Theresę May potrzeba 75 głosów posłów z rządzącej Partii Konserwatywnej oraz północnoirlandzkiej DUP. Zarówno premier jak i zwolennicy twardego brexitu przekonują do swojej wizji przyszłości UK.
Aktywnym torysem, który stoi w opozycji do umowy premier jest były burmistrz Londynu i również były szef MSZ w rządzie May - Boris Johnson. W swojej rubryce w dzienniku „Daily Telegraph” wezwał posłów do głosowania nad odrzuceniem umowy Theresy May po raz trzeci, jeśli zostanie ona poddana pod głosowanie w tym tygodniu. Jednocześnie ostrzegł, że umowa w obecnym brzmieniu daje Unii Europejskiej „nieograniczone możliwości szantażu” Wielkiej Brytanii. Johnson przedstawia premier May i jej współpracowników jako kolaborantów, którzy sabotują brexit na 11 dni przed wyjściem UK z UE.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.