W „zbuntowanej” czwórce znaleźli się: minister sprawiedliwości David Gauke, szefowa ministerstwa pracy i emerytur Amber Rudd, minister biznesu Greg Clark oraz minister ds. Szkocji David Mundell.
Ministrowie uważają, że premier May nie powinna w swojej taktyce negocjacyjnej straszyć brexitem bez umowy. Theresa May faktycznie w ostatnim czasie coraz częściej posługuje się takim stylem – chodzi jej przede wszystkim o uzyskanie akceptacji posłów wobec projektu umowy, który wynegocjowała. Daje też do zrozumienia, że w grę wchodzi tylko ten projekt umowy, a jeśli komuś się on nie podoba, to drugie wyjście jest tylko jedno – brak jakiejkolwiek umowy.
Zgodna wypowiedź czwórki ministrów w gabinecie May z pewnością nie pozostanie bez echa w Brukseli, do której Theresa May wybiera się już jutro. Ministrowie tłumaczą swoją postawę chęcią doprowadzania do brexitu opartego na dobrej umowie, dzięki której brytyjski biznes i sektor produkcji będzie mógł w końcu działać bez obaw o przyszłość. Wspomniani ministrowie podkreślają też, że taktyka straszenia brexitem faktycznie kiedyś działała, ale ich zdaniem poziom niepokoju wśród brytyjskiego biznesu jest obecnie zbyt duży, ale dalej straszyć posłów Izby Gmin wizją twardego brexitu.
„Bunt” ministrów to kolejny problem dla Theresy May, która w ubiegłym tygodnia poniosła porażkę w Izbie Gmin, gdy posłowie odrzucili rządową uchwałę w sprawie brexitu. Nie będzie więc jej łatwo jutro rozmawiać z szefem Komisji Europejskiej.
Sytuację stara się łagodzić David Lidington, nieformalny zastępca May, który podkreślił, że „scenariusz brexitu bez umowy spowodowałby poważne szkody dla brytyjskiej gospodarki i będzie szkodliwy dla współpracy na linii Wielka Brytania – Unia Europejska”.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.