Badania nad metodami kontroli umysłu za pomocą stymulacji elektrycznej były prowadzone już w latach 50., m.in. przez Jose Delgado, profesora uniwersytetu Yale. Uczony był w stanie wywołać u pacjentów „reakcje silniejsze niż ich wola”. Dwie dekady później Delgado odkrył, że podobne efekty może uzyskać wykorzystując promieniowanie elektromagnetyczne do wpływania na ludzki mózg (jeśli u kogoś budzą się w tym kontekście skojarzenia z telefonią komórkową i wdrażanym właśnie systemem 5G, to wydają się one niepokojąco uzasadnione). Innymi słowy, że umysł można kontrolować zdalnie. Jego ustalenia były możliwe dzięki innym badaniom z lat 50., prowadzonym przez dr. Johna Lilly. Lilly, zatrudniony wówczas w Narodowych Instytutach Zdrowia – amerykańskiej instytucji rządowej zajmującej się badaniami biomedycznymi – analizował ludzki mózg pod kątem funkcji powiązanych z konkretnymi jego obszarami. Jego eksperymentami zainteresowała się CIA, a odkrycia Lilly'ego zostały najprawdopodobniej wykorzystane w programie MKUltra.
Nie sposób stwierdzić, ile i jakie służby dysponują obecnie narzędziami mogącymi skutecznie wpływać na ludzkie zachowania, ale jeśli ktoś nimi dysponuje, to właśnie służby. Od lat 50. upłynęło dostatecznie dużo czasu, by tego typu techniki udoskonalić, tym bardziej że wiedza na temat ludzkiego mózgu i neurofizjologii niepomiernie wzrosła w ciągu ostatnich dekad. Gdyby ktoś się zastanawiał, w jakim celu tego typu narzędzia mogą być wykorzystywane, to uprzejmie podpowiem, że m.in. w celach politycznych, a także biznesowych. Na przykład gdy trzeba kogoś unieszkodliwić, by wpłynąć na wynik wyborów lub „klimatu inwestycyjnego” w danym kraju. W ten sposób można również unieszkodliwiać rozmaite „szkodliwe” jednostki. Potencjalnych zastosowań jest więc sporo.
Stawiając pytania na temat okoliczności śmierci pana Adamowicza, które – przyznajmy – są cokolwiek zagadkowe, warto uwzględnić także wyżej opisane czynniki. Nie da się wykluczyć, że sprawca „słyszał głosy”, bo ktoś o to zadbał za pomocą tej czy innej techniki prania mózgu lub psychomanipulacji. A że słyszał – wiemy z doniesień medialnych, którym wypada wierzyć. I tu pozwolę sobie zacytować fragment z dokumentacji z Zakładu Karnego w Szczecinie, podany m.in. przez portal
WP: „[Stefan W.] Słyszał głosy, które komentowały jego zachowanie, wydawały mu polecenia, miał wrażenie, że funkcjonariusze cofają czas, wyznaczają mu zadania do wykonania, za które obiecywano mu wynagrodzenie, miał być świadkiem koronnym, wyznaczono mu „różne życia”, wydawało mu się, że jest aktorem w filmie, ktoś odczytuje jego myśli”.
Pan Dobrodziej