Operacje fałszywej flagi to przedsięwzięcia o charakterze militarnym lub dywersyjnym, opierające się na podstępie, zamianie ról, odwróceniu uwagi – swoistym socjotechnicznym prestidigitatorstwie. Ich historia sięga czasów starożytnych, ale nowego znaczenia nabrały w XX w. w związku z rozwojem nowoczesnej propagandy i powstaniem mass mediów, wzmacniających jej ogłupiające działanie. Operacją fałszywej flagi było np. podpalenie Reichstagu przez nazistów i obarczenie winą za ten akt komunistów, co następnie umożliwiło przejęcie władzy przez NSDAP. Podobnym manewrem był atak hitlerowców na radiostację gliwicką, dający im pretekst do najazdu na Polskę w 1939 r. czy incydent tonkiński z 1964 r., który „usprawiedliwił” amerykańską inwazję na Wietnam.
Ale operacje fałszywej flagi mogą przybierać również charakter podwórkowy, związany z prowokacjami o charakterze medialnym. Przykładowo, w zeszłym roku telewizja TVN wyemitowała reportaż z imprezy zorganizowanej dla uczczenia urodzin Adolfa Hitlera. Miał on zaszokować świat widmem polskiego neonazizmu, ale na jaw wyszły
osobliwe fakty, które skłaniają do podejrzeń, że materiał był dziennikarską ustawką. Taki scenariusz jest prawdopodobny również ze względu na oczywistość domniemanego celu: dowalić rządzącej „prawicy”, pod której panowaniem kwitną takie kwiatki, a przy okazji skompromitować nasz kraj na arenie międzynarodowej jako ostoję faszyzmu.
Operacje fałszywej flagi mogą więc mieć różne oblicza i rozmiary. Wśród całej ich rozmaitości warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ich formę czy może technikę o szerokim polu zastosowania. Wcześniej jednak niezbędne będzie wprowadzenie małego tła historycznego. W latach 50. i 60. ubiegłego wieku CIA – nominalnie: amerykańska agencja wywiadu – prowadziła na ludziach wyjątkowo przykre eksperymenty, testując techniki prania mózgu, m.in. z wykorzystaniem substancji psychodelicznych i sugestii hipnotycznej. Były one obliczone m.in. na stworzenie zdalnie sterowanego zabójcy, osoby nieświadomej bycia marionetką we władaniu wyższych sił, która w kontakcie z określonym czynnikiem spustowym (np. komunikatem głosowym lub wizualnym wykorzystanym podczas prania mózgu) przechodzi w tryb zaprogramowanego działania i wykonuje zaplanowane zadanie.
Sprawa jest szeroko znana i wielokrotnie opisywana, a kryptonim tej operacji – MKUltra – wszedł właściwie do słownika popkultury, wielokrotnie pojawiał się w kinematografii i literaturze. Program oficjalnie zamknięto, a nawet za niego „przeproszono”. Zamknięto, oczywiście, oficjalnie. Nieoficjalnie żadna szanująca się służba bezpieki z takich praktyk by nie zrezygnowała, bo jak tu zrezygnować z przedsięwzięcia, które rokuje nadzieje na przerobienie człowieka na zdalnie sterowaną marionetkę, a społeczeństwo – na bezwolne i bezmyślne stado?
Jeśli faktycznie szanujące się służby z takich praktyk nie zrezygnowały – bo i po co? – można się zastanawiać, jakie efekty udało im się osiągnąć po kilku dekadach badań i eksperymentów. Warto dodać, że służby w prowadzeniu takich eksperymentów nie są związane prawami człowieka ani w ogóle jakimikolwiek prawami, w szczególności Boskimi i moralnymi. Mogąc robić, co im się żywnie podoba, np. w tajnych bazach dla jeńców wojennych, z pewnością uzyskują lepsze efekty niż kulturalni naukowcy w swoich laboratoriach. A kulturalni naukowcy w laboratoriach również uzyskują efekty niebagatelne. Przykładowo, dziś już oficjalnie wiemy, że w ludzkich myślach można czytać. W zeszłym roku naukowcy z University of California poinformowali o stworzeniu maszyny, która potrafi tłumaczyć sygnały neuronowe odpowiadające zdaniom wypowiadanym w myślach przez człowieka i tłumaczyć je na tekst. Strach więc pomyśleć, co potrafią maszyny, o których istnieniu naukowcy nie poinformowali.