„Jarosławie Kaczyński – WYPIER***” – napisał na Twitterze Andrzej Celiński. Fakt, że ten kumpel postkomunistów w latach 2001–2002 sprawował urząd ministra kultury, tylko przydaje groteskowości reakcjom „totalnej opozycji” na zabójstwo Pawła Adamowicza. Choć trzy zdania wcześniej użyłem wyrazu „imbecyle”, to jednak chciałbym zastrzec, że odnosi się on przede wszystkim do internetowych troli i ludzi poczciwych, acz zmanipulowanych, którzy za śmierć Adamowicza winią TVP, PiS, a nawet samego Kaczyńskiego. Przedstawiciele klasy politycznej w większości imbecylami nie są. To po prostu ludzie sprytni i wyrachowani, doskonale przygotowani przez piarowców do wykorzystywania każdej możliwej okazji do autopromocji – najczęściej przez atak na przeciwnika. Wykorzystują do tego celu tragedię.
Celiński to nie jedyny filut ze świecznika, który przetworzył śmierć Adamowicza na paliwo polityczne – choć akurat zrobił to w wyjątkowo niewybredny sposób. Demagogię grubego kalibru odpalił również eksminister Bartłomiej Sienkiewicz. W wywiadzie dla Onetu ocenił on zabójstwo Adamowicza jako „mord polityczny”. Brzmi to niemal jak zamach na Cezara, obliczony na próbę rozsadzenia fundamentów państwa. Jednak w świetle faktu, że Stefan W. był nieresocjalizowalnym bandytą, cierpiącym na poważne zaburzenia psychiczne, teza Sienkiewicza nie jest zabawnie niedorzeczna. Człowiek świadomie posługujący się językiem i rozumiejący wagę swoich słów jako osoby publicznej wypowiadającej się w wywiadzie dla największego portalu w kraju nie wyraża takich słów z głupoty. Jedynym wyjaśnieniem jest premedytacja. Zamierzone działanie obliczone na konkretny cel.
Celem – jak zawsze w polityce – jest korzyść polityczna. Warto więc postawić pytanie opisujące jedną z podstawowych zasad postępowania w kryminalistyce: kto korzysta? Bo, zgodnie z łacińską sentencją, ten jest winny, komu zbrodnia przyniosła korzyść. Czy zatem na zabójstwie Pawła Adamowicza skorzystał PiS, a może Jarosław Kaczyński osobiście? Biorąc pod uwagę, że wpis Celińskiego jest kroplą w morzu hejtu, które rozlało się na siwą głowę prezesa w mediach, internecie i dialogu międzyludzkim prowadzonym w offline'ie – śmiem wątpić. Przyczynowe wiązanie kaczystów z zabójstwem Adamowicza jest brzemienne w skutki społeczne. Zgodnie bowiem z bezcenną maksymą Goebbelsa kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. W efekcie, pod wpływem powielania podobnych skojarzeń, w głowach wyborców, których orientacja polityczna jest po części nieokreślona, po części plastyczna – czyli, umówmy się, niebagatelnej części społeczeństwa – może wykluć się przeświadczenie, że rządy PiS prowadzą do wzrostu niebezpiecznych zachowań w życiu publicznym, a nawet zwiększają groźbę przypadkowych ataków ze strony szaleńców. No więc kto na tym korzysta? No cóż, z pewnością ktoś inny niż PiS.
Nie korzysta na tym również nasz kraj ani rachityczna państwowość, która funkcjonuje na jego geograficznym i kulturowym fundamencie. Mówiąc prościej: tego typu skojarzenia są szkodliwe dla polskiej racji stanu, czyli interesu narodowego. Skąd to wiem? Ot, choćby z twitterowych wpisów „New York Timesa”. Wyrocznia „liberałów” w dwóch różnych postach orzekła:
1. „Polski burmistrz, który bronił praw gejów i tolerancji wobec mniejszości, został zaatakowany podczas imprezy charytatywnej”.
2. „Prezydent miasta, który był wyrazistym krytykiem prawicowego rządu Polski, zmarł wskutek odniesionych obrażeń”.
Warto mieć świadomość, że określenie „prawicowy” w mózgach czytelników „New York Timesa” nie brzmi tak, jak powinno brzmieć w mózgach przytomnego człowieka, czyli „konserwatywny” (a ściślej konserwatywno-liberalny, ale przecież „prawicowość” PiS nie rozciąga się na politykę gospodarczą). Brzmi: „faszystowski”.
Biorąc pod uwagę fakt, że polityka doby Twittera uprawiana jest w sposób abstrahujący od związków logicznych i w ogóle racjonalności dyskursu, łatwo wydedukować, jaki przekaz wydestylują sobie z takich komunikatów obywatele innych krajów. Tezy o żywotnym zagrożeniu demokracji, praw gejów, lesbijek, Żydów, Syryjczyków i muzułmanów nad Wisłą będą – lub już są – naturalnym owocem „skrótów myślowych” w duchu NYT. Co gorsza interpretacje w podobnym nurcie posłużą za amunicję rozmaitym osobom w strukturach unijnych, którzy skwapliwie wykorzystają je do ciorania Polski przy każdej nadarzającej się okazji. W analogicznym tonie będą konfabulowały dziennikarskie i „kulturalne” (znani aktorzy, szanowani reżyserzy i nagradzani pisarze) osobistości, które wykonują piarową robotę dla sił postępowych, sprzyjających Polsce otwartej, wieloetnicznej i tolerancyjnej – w szczególności na procesy rozkładu.
O tym, jak wydajne jest to paliwo, można się przekonać choćby na przykładzie oracji pana Durczoka, który przemówił na YouTube, by zgromić hejt i hejterów językiem godnym Stefana Niesiołowskiego. Pan Durczok postuluje, żeby policja odwiedzała nienawistników w ich domach i doprowadzała za kratki. Nie tylko za to, że nawołują do przemocy. Również za to, że bluzgają, bo są po prostu zasadnie zdenerwowani podziałem na Polskę należącą do sitw i Polskę przez sitwy wykorzystywaną i dekomponowaną. Zastanawiam się, czy podobne życzenia pan Durczok wyrażał po zabójstwie Marka Rosiaka albo zamachu w Smoleńsku, gdy miłująca część Polaków zabawiała się żarcikami o zimnym Lechu i radowała z odchudzenia sceny politycznej o „PiSdzielców”.
Chociaż nie płakałem po Adamowiczu – również dlatego, że jakoś trudno płakać po ludziach, którzy dorobili się majątku w zagadkowy sposób – to jednak odrobinę mu współczuję. Pośmiertnie stał się ofiarą tych, którzy urządzili mu beatyfikacyjny teatrzyk, by ukryć fakt żerowania na jego śmierci może przynieść im korzyści.
Pan Dobrodziej