MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

14/01/2019 03:43:00

Felieton: Człowiek GMO

Felieton: Człowiek GMOCzłowiek to felerna istota. Przydałoby jej się parę korekt, żeby nadążyła za postępem cywilizacji. Na szczęście sprawa jest do załatwienia. Wystarczy odrobina majsterkowania w kodzie genetycznym.

Żyjemy w czasach ostatecznych. Jeśli ktoś nie zgadza się z tą czupurną tezą w jej wizyjno-apokaliptycznej interpretacji, powinien potraktować ją serio w kilku innych warstwach znaczeniowych. Na przykład biologicznej. Bo jeśli czasy, czyli historię, rozpatrywać z antropocentrycznego punktu widzenia – czyli sytuując człowieka w centrum wszechświata, jak to chętnie czynimy – to faktycznie coś istotnego się kończy. Kończy się mianowicie człowiek. Jako przedstawiciel gatunku homo sapiens, wykształconego w procesie selekcji naturalnej (przy drobnej ingerencji ze strony „obcych”).


Uwagę w nawiasie można sobie potraktować jako żart, ale również jako asumpt do emocjonującego „riserczu” w obszarze korzeni ludzkiej cywilizacji. Tymczasem jednak skupmy się na faktach – prawdopodobnie bezspornych. Pod koniec listopada agencja Associated Press poinformowała o przyjściu na świat pierwszego genetycznie zmodyfikowanego człowieka. Prawdopodobnie nie był to pierwszy tego typu przypadek, bo poza wiedzą agencji informacyjnych na świecie dzieje się wiele niepokojących rzeczy, ale z pewnością pierwszy nagłośniony.

„Dziecko GMO” urodziło się w Chinach. W Chinach wprawdzie obowiązuje zakaz genetycznej modyfikacji ludzi, ale prof. He Jiankui zakaz ten zignorował i przeprowadził modyfikację na własną rękę. Naukowiec doniesienia AP potwierdził osobiście podczas wystąpienia na konferencji Human Genome Editing Conference w Hong Kongu. Fakt, że konferencja o takiej nazwie w ogóle się odbywa, to sygnał, że upowszechnienie genetycznej modyfikacji ludzi jest tylko kwestią czasu. Gdyby konferencja miała na celu jednoznaczne potępienie edytowania genomu człowieka (human genome editing), pewnie nie byłaby organizowana pod hasłem edytowania genomu człowieka. W każdym razie byłoby to w bardzo złym guście.

Choć tego typu praktyki są oficjalnie potępiane i powszechnie zakazane, ich powstrzymanie jest praktycznie niemożliwe. To logika tak zwanego postępu: gdy narzędzia służące do przekształcania świata w celu osiągnięcia określonych korzyści stają się szerzej dostępne, jest nieuniknione, że ktoś ich w końcu użyje, nie bacząc na względy etyczne, a następnie znajdzie naśladowców. Podobnego zdania jest Jennifer Doudna z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, jedna z pionierek badań nad technologią wykorzystaną przez He Jiankui. W komentarzu dla BBC stwierdziła: „przygotowywałam się mentalnie na dzień, w którym wejdę na skrzynkę pocztową lub odbiorę telefon z informacją, że ktoś ogłosił przyjście na świat pierwszego zmodyfikowanego genetycznie dziecka”. Ta świadomość nie powstrzymała jednak Doudny przed wkładem własnym w rozwój technologii o potencjalnie nieetycznym zastosowaniu. I w sumie trudno jej się dziwić. Bo z człowiekiem tak już jest, że siedzi w nim chytre licho, które podpowiada: zrób to, bo jak nie ty, to kto inny będzie spijał śmietankę. Ale kto wie, może tę arcyludzką cechę da się zmienić na drodze przekształceń genetycznych.

Wynalazek zastosowany przez Jiankui nosi nazwę CRISPR. To akronim, za którym kryje się skomplikowana nazwa. Za skomplikowaną nazwą kryje się ustrojstwo przypominające genetyczną szczepionkę. Pozwala ono wprowadzić do genomu, m.in. ludzkiego, fragmentu obcego DNA w taki sposób, by organizm był w stanie wykryć w przyszłości podobne DNA i się z nim uporać. To przydatne rozwiązanie, jeśli jest to DNA groźnego wirusa, np. HIV. Taką właśnie modyfikację wprowadził chiński profesor do genomu zarodka, z którego wykluł się chiński noworodek. Dzięki temu dziecko nigdy nie zarazi się HIV i nie zachoruje na AIDS. W sumie fajna sprawa.

Problem w tym, ze podobnych „benefitów” na start można otrzymać multum. Wystarczy zmodyfikować odpowiednio dużo genów. Nieuchronnie pojawia się pytanie: gdzie jest granica takich zabaw? Niedługo po fali niusów na temat chińskiego „dziecka GMO” jeden z naukowych periodyków zamieścił informację o możliwości zablokowania genu, którego ekspresja przyczynia się do rozwoju nadwagi i otyłości. Innymi słowy: można wpitraszać, ile w brzuszek wlezie, a i tak nie przybędzie nam ani gram tłuszczu. Na świecie nie brakuje idiotów, którzy zapłaciliby fortunę, by zapewnić swoim potomkom tę fantastyczną przyjemność. To oczywiście zabieg, który może mieć sens w przypadku leczenia poważnej otyłości, ale w przypadku programowania ludzi na bezkarną konsumpcję jest zwyczajnie szkodliwy i niebezpieczny – zarówno w sensie osobniczym, jak i społecznym oraz ekologicznym.

Kolejny nius zachęcający do „edycji” ludzkiego genomu pojawił się w grudniu. Naukowcy znaleźli sposób na dezaktywację genu powiązanego z rozwojem chorób serca. Drobna manipulacja w genomie zarodków mogłaby zaoszczędzić cierpienia milionom ludzi i wydłużyć im życie. To oczywiście kolejny powód, żeby spojrzeć przychylnym okiem na majsterkowanie przy ludzkich genach. Jaskółki zmian w podejściu do tej kwestii pojawiły się już w lipcu zeszłego roku – nawiasem mówiąc, w Wielkiej Brytanii. Nuffield Council on Bioethics wydała oświadczenie, w którym oceniła modyfikację genomu ludzkiego zarodka jako dopuszczalną moralnie, jeśli pozostaje ona w najlepszym interesie dziecka. Pytanie, kto i w jaki sposób ten interes będzie definiował, a następnie oceniał jego realizację.

W edycji ludzkich genów nie chodzi o kosmetyczne zmiany. A jeśli chodzi – to na krótką metę. Dopuszczenie tego typu praktyk na małą skalę uruchomi lawinę kolejnych, bardziej zaawansowanych eksperymentów. Za sto, dwieście lat – chwilę w skali ewolucji – tego typu przedsięwzięcia mogą doprowadzić do fundamentalnych zmian w psychofizjologii człowieka. W największym stopniu będą one dotyczyły potencjału intelektualnego, bo to on daje największą przewagę w walce o byt. Ale zmiany dotkną również naszej sfery fizycznej, bo jaki rodzic chciałby mieć brzydkie dziecko?

Konsekwencje takich manipulacji mogą być dramatyczne. Jedną z najbardziej ponurych i najbardziej prawdopodobnych jest wyłonienie się kasty nadludzi – jeszcze bardziej nadludzkich niż współcześni maklerzy z Wall Street i CEOs banków inwestycyjnych. W efekcie szara masa „zwykłych” obywateli stanie się jeszcze bardziej szara i upodobni się do nawozu historii, a po demokracji pozostaną jedynie ironiczne wspomnienia.



Inne następstwa zabawy w edycję genów dotyczą wykształcenia się przypadkowych cech niepożądanych. Na przykład preferencja dla wysokiego IQ może nie uwzględniać potrzeby „skompensowania” jej odpowiednio wysoką empatią. To z kolei może sprzyjać rozwojowi cech psychopatycznych u Ubermenschów. Psychopaci wprawdzie rządzą nami od niepamiętnych czasów, ale często muszą ukrywać swoje zwyrodnialstwo przed wzrokiem „opinii publicznej”. Gdyby jednak ich szeregi urosły z 0,1 proc. społeczeństwa do, dajmy na to, 10 proc., piekło na ziemi przestałoby być metaforą, a opinia publiczna przestałaby mieć najmniejsze znaczenie.

Tak czy owak, gdy edycja ludzkich genów przestanie być „tematem kontrowersyjnym” – bo tematem tabu już od dawna nie jest – i stanie się usługą luksusową, nasz gatunek wejdzie w fazę terminalną. Pytanie tylko, czy gąsienica przeistoczy się w motyla czy – jak to w pewnym proroczym opowiadaniu z początku XX w. – człowiek ponownie zamieni się w insekta.  

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska