– Przykro mi, że Jake nie dostał medalu, ale przebiegł metę bez numeru startowego, który zgubił i tak zostałby zdyskwalifikowany. Pomyślałem, że dam medal mojemu synowi, bo to by sprawiło, że byłby ze mnie dumny. Czułem się na szczycie świata pokazując, że bezdomny też może coś w życiu osiągnąć. W końcu przebiegłem prawie cały dystans, prawda? – tłumaczył Polak.
Już więcej nie pobiegnie
Wedle słów jego obrończyni Jameeli Jamroz, po tej wpadce Skupień zaczął trenować, by w przyszłości spełnić swoje marzenie i ukończyć maraton uczciwie, od startu do mety i ze swoim numerem startowym.
Marzenia o bieganiu musi jednak odłożyć i to chyba na zawsze. Przywłaszczenie cudzego numeru kosztowało go 13 tygodni za kratkami, kolejne 3 tygodnie dostał za kradzież. Wymierzono mu też 80 funtów kary, potem dodano kolejne 50 funtów, które mu „zdjęto” , bo Polak przesiedział jakiś czas w policyjnym areszcie.
Decyzja sądu wywołała liczne komentarze. Cześć twierdziła, że kara była zbyt surowa w stosunku do przewinienia Polaka. Kto wie, czy największą karą nie był dla Skupienia trzyletni zakaz wstępu na lotnisko Heathrow, chyba że będzie miał bilet lotniczy.
Podczas rozprawy Jameela Jamroz mówiła, że Skupień nie zdawał sobie sprawy z tego, że popełnia przestępstwo, przywłaszczając sobie startowy numerek . – Start w biegu zadedykował swojemu 7-letniemu synowi i wszystkim bezdomnym, żeby pokazać im, że dobre rzeczy mogą spotkać nawet tych, którzy nie mają szczęścia – tłumaczyła. Dodała, że krótko przed maratonem mężczyzna przeszedł załamanie psychiczne.
Jamroz mówiła też, że Polak próbuje postawić się na nogi, zmienić życie, ale jest mu trudno, spędza dużo czasu na ulicach.
Niektóre brytyjskie tytuły okrzyknęły go za wszystko, co zrobił podczas maratonu „Forrest Tramp". Przypomniały przy okazji, jak ukarano go za oszustwa podczas biegu.
Kiedy Skupień szedł po raz kolejny do sądu kulał i to poważnie. Okazało się, że miał złamaną kostkę u nogi.
Wyjaśnił, że niedaleko pubu The Bell w Hounslow młodzi ludzie grali w piłkę. - Rozpoznali mnie jako tego oszusta z maratonu, rzucili się na mnie, bili, kopali, złamali mi między innymi kostkę u nogi. Pewnie w ten sposób chcieli sprawić, bym już nigdy nie pobiegł. Wyzywali mnie też od parszywych Polaków - tłumaczył.
Polak trafił do szpitala z ogólnymi obrażeniami, wezwano policję, nikogo jednak nie udało się aresztować.
Skupień ma też do rozliczenia kolejną sprawę. Oskarżany jest o kradzież łodzi zacumowanej w rejonie Wimbledonu, którą odpłynął i potem porzucił kilka kilometrów dalej. Lawrence O'Connor sfotografował Polaka na pokładzie jednostki na dowód, że ją ukradł. Ten naiwnie tłumaczył się, że miał ją na polecenie tajemniczego mężczyzny pomalować, za co obiecano mu pieniądze.
Tomasz Marzec, MojaWyspa.co.uk