MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

10/12/2018 07:51:00

Felieton: Polacy, nie wracajcie!

Felieton: Polacy, nie wracajcie!Mniej więcej taki komunikat wysyła warszawski rząd do Polaków przebywających na obczyźnie. Nie wracajcie, bo nie macie po co. Nad Wisłą jest wprawdzie kupa roboty, ale dla Ukraińców, Hindusów i – najnowszy krzyk mody na rynku pracy – Filipińczyków.
Wzruszający jest patriotyzm ekipy „dobrej zmiany”. Umiłowanie ojczyzny, objawiające się ściąganiem obcych wojsk na terytorium RP (dla przypomnienia: amerykańskich), niemal bezkrytycznym wspieraniem Ukrainy, w której odradza się banderyzm, oraz niezwykłą i zadającą kłam przedwyborczym deklaracjom gościnnością wobec imigrantów egzotycznej proweniencji. Można by dłużej wyliczać świadectwa kaczystowskiej batalii o polskość Polski, jej niezawisłość i samosterowność, ale z przyczyn objętościowych ograniczmy się do kwestii ludnościowej.

Przed wyborami rząd przekonywał Polaków, że ochroni ich przed imigracyjną falą i nie dopuści do rozlania się islamu nad Wisłą. Fakt, islam jeszcze się nie rozlał, ale fale mamy największe w Europie. Według danych Eurostatu w 2017 r. nasze władze wydały 683 tys. pozwoleń na pobyt dla przybyszy spoza Unii Europejskiej. To 59 proc. wszystkich tego typu dokumentów wydanych w całej UE w zeszłym roku. Niespodzianka? W kontekście pisowskiej frazesologii o ochronie granic, kultury i cywilizacji – co najmniej. A to tylko jedna z rodzynek w tym zakalcu.

Najnowszy smaczek w etnicznym kociołku – będąc przed śniadaniem, pozostanę przy analogiach kulinarnych – bulgoczącym nad Wisłą to Filipińczycy. Ludek zacny, sympatyczny, dobrze nasłoneczniony, na temat którego wiem niewiele, może poza tym, że w ujęciu statystycznym wyznaje katolicyzm. To akurat się chwali, bo wiara katolicka daje moralną podbudowę i pomaga w utrzymaniu społecznej spoistości. W teorii, bo w praktyce różnie bywa. Przykładowo, Ukraińcy i Rosjanie to, formalnie rzecz biorąc, również nasi bracia w wierze chrześcijańskiej, ale jeśli prześledzić historię wzajemnych stosunków, wspólna wiara w Chrystusa jakoś schodzi na czwarty plan.

Innymi słowy, zgodność religijna ogranicza tarcia, ale nie daje gwarancji, że będzie dobrze. Taką nadzieję można by żywić, gdyby chodziło o gościnność jednorazową, niezaburzającą – użyję określenia, które brzmi coraz ryzykowniej w dzisiejszych czasach – proporcji etnicznych. Tymczasem nasza administracja coraz słabiej maskuje fakt, że uruchomiła proces, który pogrążył Europę Zachodnią i teraz tylko próbuje go koordynować w taki sposób, żeby publika zbyt szybko nie połapała, co się dzieje. To metoda krok po kroku, sprawdzona w zislamizowanej części UE i zaadaptowana do warunków Polski bogoojczyźnianej.

Jednym z tych kroków jest porozumienie, jakie polski rząd ma zawrzeć z rządem Filipin w sprawie importu tamtejszej siły roboczej. Siły tańszej niż rodzima, a być może nawet tańszej niż ukraińska, której łatwiej czmychnąć za Odrę w poszukiwaniu konkurencyjnych stawek niż przybyszom z Pacyfiku. Pracodawcom, wydawałoby się, tylko w to graj, bo polski biznes jest biedny i żyłuje wynagrodzenia jak może – w efekcie na wymagających Polaków nie bardzo go stać. Tymczasem Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wprawdzie cieszy się z obietnicy nowego narybku, ale puka się w głowę na wieść o biurokratycznej ścieżce importu ludzi.

Przykład Europy Zachodniej pokazał, że w praktyce przypomina ona plany przesiedleńcze powiązane z programami socjalnymi, na których korzysta rozmaity element. Gdy natomiast rzecz rozbija się o czysty biznes – transakcję między pracodawcą a pracownikiem – imigranci przyjeżdżają na własny rachunek, a następnie podążają jedną z dwóch dróg:
- zarabiają, płacą podatki, a następnie dorabiają się i wyjeżdżają lub
- rozwijają się zawodowo, awansują bądź otwierają własny biznes i osiadają, wnosząc wartość dodaną do swojego nowego środowiska społecznego.
Mniej więcej tak, jak robią to Polacy w UK i wielu innych krajach Europy.

Nasz rząd nie kieruje się jednak motywacją biznesową, tylko socjalistyczną. Opartą na inżynierii społecznej, wdrażaniu dyrektyw i realizacji planów. Strach się domyślać, kto mu te plany sufluje. Bo w to, że tak z własnej woli rozcieńcza białoczerwony elektorat, który wywindował go do władzy, uwierzyć jakoś trudno. Już w zeszłym roku w „ksenofobicznych” internetach rozległ się raban, że PiS wpuszcza do Polski Hindusów. Tylną furtką, bez puszczania oficjalnej farby. Trudno było tego nie zauważyć, bo ulice dużych polskich miast zaroiły się od śniadych osobników pomykających na rowerach z pudłami Uber Eats na plecach. Nie mam nic do Hindusów, ale jakżeż nie poczuć się zaskoczonym, gdy tak nagle i in gremio zajeżdżają do ojczyzny trzech wieszczów w celach bynajmniej nie turystycznych.

Polski miks etniczny robi się coraz bardziej kolorowy i pewnie nie psułoby to nastroju, gdyby nie ta smutna wiedza, dokąd prowadzą multikulturalne eksperymenty. Nasza uświęcona przez Toruń, Częstochowę, Licheń i inne wyrocznie niebieskie władza realizuje ten sam plan, co cała reszta zachodnich biurokratów, tylko że w oprawie innego festynu.

Choć wciąż mam nadzieję, że mylę się w tej kwestii.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska