W tym systemie Polsce przyznano niemal taką samą liczbę głosów, co Niemcom i Francji, tymczasem w obecnym projekcie konstytucji Unii - liczbę o połowę mniejszą.
Janusz Lewandowski z Platformy Obywatelskiej twierdzi, że argumentacja za przystąpieniem do Unii oparta była w znacznej mierze na zapewnieniu, że w poszerzonej Unii Polska będzie miała znaczną liczbę głosów. "Sprawę Nicei stawiamy na ostrzu noża. Nie ma zgody na pogorszenie pozycji Polski w Radzie UE. Miejsce Polski powinny wyznaczać zasady przejęte w 2000 roku w Nicei" - mówi Lewandowski.
Spór dotyczy nie tylko treści Traktatu Konstytucyjnego, ale i sposobu, w jaki miałby zostać ratyfikowany. Rząd proponuje zatwierdzenie go na drodze parlamentarnej, podobnego zdania jest Platforma Obywatelska. Sprzeciwiają się temu kluby parlamentarne Prawa i Sprawiedliwości i Ligi Polskich Rodzin, które chcą ratyfikacji traktatu w referendum.
"Jeżeli dziś rząd twierdzi, że chce bronić rozwiązań nicejskich i jednocześnie nie deklaruje, że w Polsce będzie referendum, to zajmuje stanowisko niekonsekwentne, a w istocie fałszywe. Z takiego stanowiska wynika, że tak naprawdę nie chce bronić polskich interesów do końca" - twierdzi szef PiS, Jarosław Kaczyński. Dodaje też, że referendum jest konieczne, jednak jeżeli w Traktacie Konstytucyjnym nie nastąpią zasadnicze zmiany, PiS będzie wzywać do tego, żeby konstytucję odrzucić. "Unia chce zabierać państwom narodowym kompetencje i jednocześnie w zamian nie dawać nic" - twierdzi Kaczyński.
Józef Oleksy z Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie wyklucza możliwości przeprowadzenia referendum, ale według niego lepsze byłoby zatwierdzenie traktatu przez parlament. "Nie jest możliwe, aby w krótkiej kampanii objaśnić rzetelnie, o co w tym traktacie chodzi. I dlatego chyba procedura parlamentarna daje więcej możliwości poinformowania społeczeństwa, na co się decydujemy, ratyfikując ten traktat".
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.