Nie tak dawno premier Theresa May obiecywała koniec „surowych czasów”, czyli wiecznych oszczędności i zaciskania pasa w budżetówce. Wszyscy więc oczekiwali, że Hammond zaprezentuje zbieżny kierunek z tym, co mówi May.
Tymczasem Hammond wszystko uzależnił od finału rozmów brexitowych. W swoim wystąpieniu stwierdził, że ostateczny kształt budżetu zależy od tego, czy Wielka Brytania podpisze umowę z Brukselą. Jeśli bowiem dojdzie do Brexitu bez umowy, kanclerz zmodyfikuje budżet tak, że mieszkańców UK czekać będą kolejne lata „zaciskania pasa”.
Eksperci oceniają postawę Hammonda jako próbę wywarcia wpływu na parlamentarzystów. Kanclerz w ten sposób chce ich ostrzec przed kierowaniem kraju w stronę chaosu i rozgrywek brexitowych. Być może taki sposób uzmysłowi niektórym posłom, że brnięcie w scenariusz Brexitu bez umowy oznacza znaczące konsekwencje gospodarcze dla Wielkiej Brytanii.
Skarbnik dodał też, że dokładne plany wydatków w ostatnim „unijnym” budżecie Wielkiej Brytanii zostaną przedstawione dopiero na początku przyszłego roku, głównie z uwagi na toczące się rozmowy z Brukselą. Z pewnością można się spodziewać zwiększenia środków na NHS, o które od lat zabiegają lekarze i pacjenci.
- Można podsumować, że czasy skrajnego zaciskania pasa w finansach publicznych są raczej za nami, ale oszczędności nadal będą obecne w naszym kraju. Kanclerz złagodził obostrzenia w wielu sektorach budżetówki, jednak nie można powiedzieć, ze sytuacja jest już bardzo dobra – ocenia ekspert z Resolution Foundation.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.