MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

29/10/2018 08:10:00

Felieton: Czy ludzi jest za dużo?

Felieton: Czy ludzi jest za dużo?Przyrost ludzkiej populacji musi się skończyć – stwierdził David Attenborough. Problem w tym, że ludzie sami z siebie nie przestaną się rozmnażać. Czy zatem trzeba „zredukować” nasz gatunek, żeby go uratować?
Gdy plan kolonizacji Marsa dojdzie do skutku, zapewne znajdzie się wielu chętnych do przeprowadzki na sąsiednią planetę. Część Ziemian zrobi to z tych samych powodów, dla których chadza się na Mount Everest lub lata w kosmos. Być może jednak dla wielu innych będzie to jedyny dostępny wariant przetrwania. Bo przetrwanie ludzkości – przynajmniej w stanie umożliwiającym zachowanie człowieczeństwa – jest sprawą coraz mniej oczywistą, a nawet coraz bardziej wątpliwą.

Wprawdzie wizje katastroficzne towarzyszą nam od starożytności, ale zwykle miały one podłoże religijne, nieco oderwane od rzeczywistości empirycznej, a tym bardziej naukowej interpretacji faktów. XX w. sporo zmienił w tym zakresie. Po wojnach „gorących” o zasięgu światowym, doszło do wojny zimnej na podobną skalę, która groziła unicestwieniem gatunku naszego i kilku innych. Fakt, że groźba się nie ziściła, nie stanowi podstawy do dziejowego optymizmu. Również dlatego, że wojny gorące mogą powrócić w każdej chwili, skoro już teraz mówi się o powtórce z tej zimnej. Ale i dlatego, że od kilkudziesięciu lat lista zagrożeń o skali (bliskiej) totalnej konsekwentnie się wydłuża.

Trudno stwierdzić, ile z nich stanowi efekt „wielkiej inżynierii”, zamierzonego wpływu na bieg zdarzeń, obliczonego na uzyskanie wpływu na cały gatunek ludzki. To oczywiście perspektywa związana z teorią spisku, która w wielu warstwach i analizach jest bardzo przekonująca. Istnieją jednak procesy, które trudno sprowadzić do knujstwa „podziemnych synagog” (choć oczywiście można je eksplikować harcami reptilianów). Jednym z nich jest rozwój technologiczny, niemal nieuchronnie prowadzący do powstania tzw. ogólnej sztucznej inteligencji. Szansa, że jej nadejście nie będzie równoważne z „odejściem” homo sapiens jest znikoma. Zainteresowanych tematem odsyłam do książki Nicka Bostroma pt. „Superinteligencja”. Innym jest niekontrolowany rozrost populacji.

Straszenie przeludnieniem ma niezbyt długą, ale i niezbyt krótką historię. Sięga XIX w. i kojarzone jest z nazwiskiem Thomasa Malthusa, ekonomisty i anglikańskiego duchownego, któremu biblijna wiara, zachęcająca przecież do płodności, nie kłóciła się z postulatem ograniczenia działań prokreacyjnych. Malthus zauważył, że wzrostowi zamożności społeczeństwa towarzyszy przyrost populacji. Uznał, że w dłuższej perspektywie może to doprowadzić do niedoboru zasobów, a finalnie: klęski głodu i nędzy. By im zapobiec, promował antyegalitaryzm, czyli odwrotność tego, co postuluje lewica. Sprzeciwiał się mianowicie jakimkolwiek działaniom na rzecz równości społecznej, a nawet pomocy materialnej dla ubogich. Twierdził bowiem, że aktywna troska o biednych przybliża perspektywę przeludnienia. Innymi słowy, Malthus wyznawał coś w rodzaju darwinizmu w odniesieniu do świata ludzkiego długo, zanim Darwin sformułował swoje koncepcje w odniesieniu do świata przyrody.

Czas pokazał, że Malthus częściowo się mylił. Nie przewidział, że rewolucja przemysłowa doprowadzi do gigantycznego wzrostu obfitości, również w zakresie produkcji żywności. Częściowo jednak miał rację. Postęp cywilizacyjno-technologiczny zaowocował bowiem dramatycznym przyrostem ludzkiej populacji, zwiększył eksploatację zasobów i doprowadził do gigantycznych skażeń środowiska. Wykres ilustrujący wzrost liczebności populacji homo sapiens w  ciągu ostatnich kilku tysięcy lat to bardzo łagodnie wznosząca się krzywa, która pod koniec wieku XX zamienia się w pionową „prostą”. W obliczu tego faktu spokojnie mogą czuć się wyłącznie wyznawcy poglądów starotestamentowych, którzy „Biblię” biorą dosłownie.

Temat przeludnienia wraca na medialną tapetę dość regularnie. Z reguły wtedy, gdy poruszy go ktoś z nazwiskiem lub gdy pojawi się kolejny raport naświetlający niepokojące trendy demograficzne. Sprawa jest drażliwa i „trudna” politycznie, bo zwykle bywa przepuszczana przez filtr światopoglądowy. Podziały występują nawet w tych samych obozach, np. chrześcijańskim (choć chrześcijaństwo to bardzo pojemny obóz). Trzy lata temu aktualnie urzędujący papież został spostponowany jako „idiota” przez „czołowego publicysty polskiej prawicy” za stwierdzenie, że dobrzy katolicy nie muszą być jak króliki. Z bardziej radykalnymi tezami regularnie występuje David Attenborough, biolog i weteran brytyjskich telewizji. Niedawno stwierdził, że nawet jeśli przyrost populacji wyhamuje sam z siebie, i tak zatrzyma się on na zbyt wysokim poziomie, by nasza planeta mogła zachować równowagę biologiczną.

Nie jestem maltuzjanistą ani „prokreacjonistą”. Wierzę, że umiar jest dobrą dewizą, choć w niektórych przypadkach przydaje się minimalizm. Nie mam pojęcia, jak jest w tym przypadku, choć dane naoczne i codzienna obserwacja rzeczywistości wskazują, że przeludnienie jest realnym problemem w obecnych warunkach społecznych i systemowych: niepohamowanego konsumpcjonizmu, ciągłej walki o klienta i samowolki korporacji oraz kontrolującego ich kapitału. Liczba ludzi aspirujących do zachodniego standardu życia gwałtownie wzrosła w ostatnich latach, a to oznacza konieczność jeszcze większej eksploatacji surowców naturalnych, z glebą i powietrzem włącznie, a także wzrost zanieczyszczeń. Jeśli sytuacji nie naprawi szereg rewolucyjnych odkryć technologicznych, umożliwiających tworzenie dóbr materialnych „z powietrza” i ich analogiczną utylizację, z przetrwaniem naszego gatunku może być krucho.

Bardziej obawiam się jednak innej kwestii. Że przekonanie o przeludnieniu jest na tyle mocno zakorzenione wśród elit, których opinię prawdopodobnie wyraża Attenborough, że już dawno podjęły one działania zmierzające do „rozwiązania” problemu. I że proces zorganizowanej depopulacji już trwa. W końcu może ona być realizowana za pomocą rozmaitych środków, takich jak chemizacja żywności, rozpylanie toksycznych związków (teoria chemtrails), „laboratoryjna” produkcja wirusów, broń pogodowa, pokojowe operacje militarne itd. Nawet gdyby było to przedsięwzięcie prowadzone z intencją zachowania gatunku i ocalenia „matki ziemi”, i tak jest to perspektywa dość przerażająca. Z pewnością jest to perspektywa realistyczna – bo kto zabroni najbogatszym?

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska