Jednym z pierwszych pytań, jakie można usłyszeć od homofilów – lub osób z innych powodów poczuwających się do obrony „środowisk LGBT” – w reakcji na homosceptycyzm, jest „ale co właściwie masz do gejów?”. Stykałem się z nim parokrotnie, nie dlatego, że jestem homofobem. Fobem to mogę być najwyżej arachno- lub agora-, o ile lękam się pająków lub rozległych przestrzeni. W spektrum emocji, jakie odczuwam bądź odczuwałem względem osób homoseksualnych, strach raczej nie figuruje. Zdarza się natomiast sympatia – jeśli osoba homoseksualna jest również osobą sympatyczną.
O ile homofobem nie jestem, o tyle homosceptyczny bywam. Mimo to na pytanie „ale co ty właściwie masz do gejów?” odpowiadam zwykle, że do gejów to właściwie nic. Jeśli ktoś odniósł takie wrażenie, może to wynikać z faktu, że mam coś – coś w rodzaju braku sympatii – do gejozy: formacji kulturowej stawiającej interesy gejów ponad interesami reszty społeczeństwa. Ponieważ napisałem „właściwie nic”, a nie po prostu „nic”, wyjaśnię że pewne gejowskie praktyki wydają mi się niesmaczne, więc doceniam, gdy geje nie próbują epatować nimi osób postronnych (zarówno w przestrzeni fizycznej, jak i kulturowej).
Podobne odczucia w naturalny sposób podziela heteroseksualna większość (nie przepytałem całej ludności Polski, ale stosunek większości moich znajomych jest w tej kwestii jednoznaczny i uważam go za reprezentatywny dla większości swoich rodaków, tym bardziej że nie otaczam się prawakami z definicji przecież faszystowskimi). Homoseksualiści, którzy z takim zacięciem bronią demokracji, np. przed PiS-em lub inną „skrajną prawicą”, powinni więc uszanować tę „większościową” wrażliwość i nie narzucać jej swojej, powiedzmy, estetyki i moralności. Chyba że są zwyczajnymi bojówkarzami o interes własnej sprawy, a zdanie większości mają w poważaniu.
Na to, że tak jest, wskazuje wiele zdarzeń. Wśród niedawnych godny uwagi jest przypadek z Poznania. Na początku października tamtejszy sąd okręgowy wydał prawomocny wyrok, w którym rozstrzygnął spór między lokalnym instruktorem krav magi a Grupą Stonewall – stowarzyszeniem organizującym gej parady oraz w inny sposób reprezentującym interesy osób o wesołym usposobieniu. Stowarzyszenie chciało zaangażować instruktora do przeprowadzenia kursu samoobrony. Ten początkowo wyraził zainteresowanie, ale gdy zorientował się, co w trawie piszczy – odrzucił zlecenie. „Nie popieram związków męsko-męskich, tym bardziej wychowujących dziecko. Nie chcę wchodzić w dyskusję publicznie, nie chcę nikogo potępiać, ale też nie chcę być utożsamiany z czymś pod czym się nie podpisuję” – napisał w mailu do niedoszłego klienta. Konkretnie, ale kulturalnie.
Niestety stowarzyszenie Stonewall nie uszanowało „odmienności” instruktora i nie pozwoliło mu pójść za głosem własnego sumienia. Sprawa trafiła do sądu, który bez rozprawy uznał, że instruktor złamał prawo i wlepił mu 500 zł grzywny. Instruktor odwołał się do wyroku, ale niczego nie wskórał, z wyjątkiem tego, że nabawił się dodatkowych kosztów postępowania. Zdaniem adwokat z Kampanii Przeciwko Homofobii reprezentującej Stonewall, „Sąd w Poznaniu postawił tamę dyskryminacji i jednoznacznie rozstrzygnął, że osoby nieheteroseksualne mają prawo do równego traktowania, a przekroczenie tej zasady stanowi wykroczenie”.
Argument o równym traktowaniu jest demagogiczny, bo równe traktowanie powinny zapewniać instytucje państwowe, a nie prywatne firmy. Jeśli prowadzę interes, powinienem móc adresować swoją ofertę do kogo chcę, ponosząc z tego tytułu konsekwencje biznesowe. Jest także idiotyczny, bo rodzi szereg absurdów. Gdyby konsekwentnie podążać za równościowa logiką, podobnymi sankcjami należałoby objąć np. organizację kursów tańca lub zajęć fitness tylko dla kobiet, a więc wykluczających mężczyzn. Należałoby również zdelegalizować selekcję na knajpianych bramkach z powodu ryzyka dyskryminacji ze względu na odmienność taką czy śmaką (czy jest już fachowe określenie na dyskryminację ze względu na urodę bądź ubiór?). Również podziały płciowe w sporcie byłyby nie do utrzymania. No bo czy fakt, że na po murawie biega 22 facetów i ani jedna kobieta nie jest przejawem szowinizmu? A już na marginesie – można postawić pytanie, co by było, gdyby poznański instruktor krav magi był muzułmaninem i dlaczego jest zupełnie jasne, co by było.
Problem z gejozą jako zjawiskiem psychospołecznym polega na tym, że jest ono zaprogramowane do ekspansji (kulturowej, chociaż cholera wie, co przyniesie popularyzacja zapłodnienia in vitro w połączeniu z mechanizmami inżynierii genetycznej – być może w przyszłości homopary będą się domagały ustanowienia kwot na produkcję homoseksualnych noworodków). A ekspansja to podbój, okupowanie terytoriów obecnie zajętych przez inne populacje lub, w tym przypadku, normy i wartości – jak te, które definiują rodzinę jako związek mężczyzny i kobiety, a rodziców jako matkę i ojca. Ma ono zatem charakter agresywny, inwazyjny. Podporządkowuje sobie instytucje i pozyskuje narzędzia prawne, by zwiększyć swój wpływ na rzeczywistość społeczną, polityczną, a nawet – jak ilustruje wyżej opisany przypadek – ekonomiczną.
Dalszy pochód homokultury zaowocuje stanem rzeczy, w którym jakikolwiek sprzeciw wobec wartości kojarzonych z homoseksualizmem będzie podpadał pod paragraf. W ten sposób można nawet doprowadzić do delegalizacji religii, potępiającej przecież związki jednopłciowe w sposób dogmatyczny. Coraz częściej zresztą odnoszę wrażenie, że to jeden z celów obecnego regresu obyczajowego.
Pan Dobrodziej