Polacy i inni imigranci wyczuwają napięcie. Co siódmy mieszkaniec Bostonu ma dziś inne
niż brytyjskie korzenie, podczas gdy średnia dla regionu (Lincolnshire) wynosi 3,5 proc. Od wejścia do Unii Europejskiej w 2004 dziesięciu nowych członków, w tym Polski, miasto zalali imigranci, najwięcej było naszych. Dzięki tym ludziom Boston zmienił się na lepsze, ale i na gorsze, choćby zaniżając zarobki, bo przybysze biorą prace za niższe stawki, o ich skandalicznym zachowaniu (zaśmiecaniu, załatwianiu potrzeb fizjologicznych w bramach) nie mówiąc.
Tu nie ma integracji
Dynamiczny rozwój miasta sprawił, że wielu miejscowych poczuło się jak porzuceni, zapomniani, mówią nawet, że żyją w obcym mieście. Zapominają jednak, jak wiele nowych miejsc pracy powstało w ostatnim czasie, jak Boston rozwinął się dzięki wysiłkowi imigrantów. Ale jednocześnie brytyjski think tank Policy Exchange nazwał Boston najmniej zintegrowanym miastem w Anglii i Walii.
Wystarczy przejść West Street, by dostrzec polskie sklepy, brazylijskie i tajskie lokale, arabskiego fryzjera, itd. Kiedy Londyn jest dumny z różnorodności społecznej, bo stała się jego siłą napędową, bostonianie mówią wprost: czujemy się u siebie dziwnie.
Brendan McKeown nie wypowie zdania o Brexicie, gdy mija polskie sklepy. - Miasto było za wyjściem z Unii, bo Boston nie jest już taki jak kiedyś. Za dużo imigrantów, West Street nazywają East Europe Street, każdy sklep należy do cudzoziemca. To nie w porządku. Nie głosowałem od 1999, ale gdy przyszło referendum w sprawie Brexitu to zagłosowałem. Za tym, by miasto wróciło w nasze ręce, by imigrantów było mniej – tłumaczy McKeown.
Yvonne Stevens, radna z antyimigracyjnej UKIP jest bardziej dosadna, gdy mówi o tym, co tu się dzieje. Że przyjezdni się nie integrują, biorą zasiłki i same z nimi problemy. I wali z grubej rury, że załatwiają się na ulicach, piją po bramach, biją, gwałcą, a reszta kraju nawet nie wie, co tu się naprawdę rozgrywa.
Radnego Boba McAvley’a, z ugrupowania niezależnego nawet miejscowi nazywają faszystą. Bo nie żałował gardła w kampaniach za wyjściem z Unii. Ma przede wszystkim za złe Polakom i innym imigrantom, że doprowadzili do obniżenia pensji do 9,13 funta za godzinę (średnia krajowa to 13,33 funta).
Nie taki Polak zły
Zaraz po referendum padały ostre głosy, że wszystko co złe, to imigranci. Bo nie potrafią się integrować, a Polacy są bardzo głośni, na dodatek dużo piją. Teraz jednak miejscowi przejrzeli na oczy. Wiedzą już, że bez ciężkiej pracy naszych na polach okalających miasto, zbiory by wygniły. A Anglik nie pójdzie do tej roboty.
Coraz bardziej przebija się głos rolników, że bez Polaków, Litwinów czy Czechów nie dadzą sobie po prostu rady. Kiedy w pubach leje się piwo, coraz więcej ludzi mówi: po cholerę był nam Brexit, odczepmy się od Polaków, zostawmy ich w spokoju, to są naprawdę pracowici ludzie.
Dla takich jak Andrew Matson Brexit to przekleństwo. Szef firmy TH Clements, która zasypuje miejscowy rynek między innymi kapustą, nie politykuje, ale zwraca uwagę, że Polacy i inni przybysze z tej części Europy wykonują większość sezonowej roboty przy zbiorach płodów rolnych. - Jak uciekną teraz lub po Brexicie, będzie totalna klapa - ostrzega Matson - Można oczywiście podnieść pensje Anglikom - asekuruje się - tylko kto potem kupi w supermarketach drogą kapustę, selery, marchewkę czy owoce?
Przestępcza stolica Anglii
Wtedy Yvonne Steven wytacza kolejne działa i mówi o wysokim poziomie przestępczości w Bostonie. Z tym jest naprawdę źle i, jej zdaniem, problem zniknie dopiero, gdy imigranci masowo… wrócą do siebie. Boston, biorąc pod uwagę skalę przestępczości na mieszkańca, jest pod tym względem „stolicą” Anglii i Walii.
Steven zastrzega się, że nie jest rasistką. Podobnie jak nie jest nią Anglia, ale jej zdaniem ludzie czują się w Bostonie opuszczeni przez rząd w Londynie. - Tak nie powinno być - mówi i dodaje, że jeśli Bruksela nie zmieni polityki migracyjnej, będzie klops.
Takie opinie sprawiają, że wielu imigrantów nie chce się wypowiadać publicznie o tym, jak czują się w mieście. - Nie będziemy tego komentować - mówili reporterom brytyjskich tytułów pracownicy polskiego sklepu mięsnego.
A jeden z rodaków, który zrobił już zakupy, mówi o wielkim błędzie, jaki zrobili Brytyjczycy z Brexitem. - Na szczęście – dodaje - mniej jest dziś nienawiści i ataków na naszych, Czechów. Słowaków czy Afgańczyków.