Największych problemów w kursowaniu pociągów należy się spodziewać na linii Central. Przedstawiciele związków zawodowych Aslef zapowiadają, że w akcji w większości przypadków wezmą udział pracownicy obsługujący właśnie wspomnianą linię.
Akcja ma potrwać 24 godziny, licząc od piątkowego poranka. Co więcej, już dziś wiadomo, że kolejnego strajku należy się spodziewać 7 listopada.
Racje protestujących
Nastroje nie są najlepsze również wśród związkowców reprezentujących pracowników kolei naziemnych oraz osób pracujących w transporcie morskim. W ubiegłym tygodniu zorganizowali wspólnie protest na londyńskiej linii Piccadilly.
- Takie działania są dla nas zawsze ostatecznością. Wiemy bowiem, że wszelkiego rodzaju protesty polegające na opuszczeniu stanowiska pracy uderzają przede wszystkim w pasażerów. Jednak biorąc pod uwagę nieustępliwość kierownictwa w kwestiach, które staramy się omawiać, nie mamy niestety wyjścia. Protestujemy nie tylko z uwagi na płace, ale również na nagminne forsowanie „niebezpiecznych” praktyk i zachowań w pracy. Kierownictwo wydaje się postrzegać maszynistów jako dodatek do pociągów, a nie jako ludzi. Byliśmy świadkami, gdy doskonały maszynista z 25-letnim stażem był zwalniamy po jednym błędzie. Innych degradowano, bowiem pozwolili sobie wziąć zwolnienie chorobowe – mówi Finn Brennan z Aslef.
Zapowiadana na piątek akcja oznacza, że linie Central, Waterloo & City będą w praktyce nieczynne przez cały dzień. - Jeśli pojawią się jakiekolwiek zapowiedzi zmian, będziemy komunikować je na naszej stronie internetowej i w kanałach społecznościowych. Pasażerowie powinni więc na bieżąco śledzić rozwój wypadków. Mamy zaplanowane spotkania z ludźmi z Aslef, być może uda się jeszcze namówić ich do odwołania akcji – mówi Nigel Holness z Transport for London.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk