MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

24/09/2018 09:07:00

Felieton: Pracownik w krainie robotów

Felieton: Pracownik w krainie robotówW świecie zautomatyzowanym żyje się wygodniej, ale cena za komfort jest wysoka. Poza utratą prywatności może nią być utrata pracy. Nadchodzące lata tylko zwiększą poczucie niestabilności na rynku zatrudnienia.
Zawsze trochę zazdrościłem ludziom kroczącym prostymi ścieżkami zawodowymi. To znaczy takim, którzy w pewnym momencie życia postanowili, że będą lekarzem, prawnikiem lub menadżerem i zrealizowali swój plan, a teraz odcinają kupony od inwestycji. Sam nie sprawdziłbym się w żadnej z wymienionej ról. Mam niską odporność na zjawiska patofizjologiczne, nudne gryzmoły i stres. Nie, żeby pociągała mnie ścieżka kariery. Chodzi o coś w rodzaju stabilności życiowej, określonego kursu, orientacji na cel. Jako tak zwany freelancer jestem uboższy o te wartości, przez co czasem czuję się jak w czasach studiów, kiedy poszukiwałem wakacyjnych fuch.

Trochę oczywiście przesadzam, ale w chwilach jesiennej deprechy – a jesień tuż tuż – niekiedy nachodzą mnie podobne nastroje. Gdy jednak zaczynam się nad sobą użalać, oświeca mnie świadomość, że niestabilność, brak długofalowego kursu i ograniczona możliwość orientacji na cel to balast znacznie większej części społeczeństwa niż lekkoduszni freelancerzy. Weźmy choćby panie kasjerki. Prognozy już nie futurologów, ale całkiem zwykłych ekonomistów mówią, że ich posady znikną z rynku pracy w ciągu kilkunastu lat. Jak żyć ze świadomością takiego fatum, nie wspominając o cieszeniu się stabilnością?

Zeszłotygodniowa „Gazeta Prawna” pocieszyła czytelników radosnym nagłówkiem: „Do 2022 r. dzięki robotom powstanie 133 mln nowych miejsc pracy” (klik) . Radosnym, bo pośród nieustannego międlenia wizji robokalipsy i automatyzacyjnej rzezi na rynku pracy miło jest zapoznać się z bardziej optymistycznymi rachubami. Żeby jednak nie było zbyt wesoło: zysk zostanie częściowo „skompensowany” stratą. 75 milionów stanowisk przejdzie do niebytu. To jednak wciąż niemal 60 milionów na plusie. Mam jednak wątpliwości, na ile te wieści są faktycznie dobre. Liczy się w końcu nie tylko ilość, ale również jakość.

Weźmy sytuację obecną. Od dłuższego czasu słyszymy, że mamy do czynienia z rynkiem pracownika. W teorii oznacza to, że pracownicy mogą dyktować warunki dotyczące zatrudnienia, a pracodawcy powinni uprzejmie je spełniać. W praktyce rynek pracownika polega na tym, że w niektórych branżach jest nadzwyczajne ssanie na siłę roboczą, podczas gdy w innych wciąż istnieje standardowa nadwyżka wyrobników, w większości niezadowolonych z warunków płacowych. Ponadto nadpodaż miejsc pracy występuje głównie w dużych miastach. Na prowincji istnieją wyspy a nawet archipelagi bezrobocia, gdzie żyje się z rent, emerytur, dorabiania w szarej strefie i środków przywoźnych z robót sezonowych za granicą.

Według notki opublikowanej w „GP” wśród najbardziej zagrożonych zawodów są sprzedawca sklepowy, robotnik fabryczny i pracownik pocztowy. To profesje, w których zatrudnienie może znaleźć niemal każdy, bo nie wymagają specjalnych talentów, umiejętności ani wiedzy. Ma natomiast wzrosnąć zapotrzebowanie na nauczycieli i programistów, czyli przedstawicieli zawodów, których trudno wyuczyć się w miesiąc, a nawet rok. Ba, w ogóle trudno się ich wyuczyć, bo wymagają uzdolnień kształtowanych już we wczesnej młodości, a w przypadku nauczycieli – nawet pewnego rodzaju talentu (wariant idealistyczny). Co do programistów – przy odpowiednim zacięciu można na to stanowisko awansować nawet z pozycji ochroniarza. Trzeba jednak pomyśleć o tym z odpowiednim wyprzedzeniem, zainwestować w to odpowiednio dużo czasu i środków finansowych. Branże wymagające znaczącej wiedzy technicznej lub w ogóle sporej wiedzy pozostaną poza zasięgiem większości osób wyeliminowanych z rynku przez automatyzację.

Co z nimi? W najlepszym razie odpowiedzią na to pytanie jest socjal w formie gwarantowanego dochodu podstawowego. Innymi słowy – utrzymywanie trwale bezrobotnych ze środków pochodzących z opodatkowania automatów lub innych podatkowych wynalazków. To wariant daleki od optymalnego, bo upupienie obywatela na garnuszku państwa nigdy nie wróży nic dobrego. Głównie nudę, frustrację i chęć rozładowania energii niespożytkowanej na pracę. Oznacza to rozrost patologii generowanej od dawna przez socjal w państwach Europy Zachodniej, w której młodzież z imigracyjnego (autochtonicznego zresztą również) marginesu, wolna od obowiązku pracy, para się głównie konsumowaniem używek, niekontrolowaną prokreacją, wandalizmem i przemocą. Ewentualnie zasila mięsem armatnim ideologię radykalnego islamu, która nadaje „kierunek” i „cel” ich życiu.

Co w razie gorszym? Bieda i anarchia. Albo socjal w wariancie, w którym za środki do życia płacimy zupełną uległością wobec instytucji i nakazów państwa.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska