Oczywiście jest cała masa warunków, które muszą się wydarzyć, aby umowa Brexitowa była gotowa w ciągu ośmiu tygodni. Jak dodaje Barnier, obie strony muszą podchodzić do sprawy „realistycznie”, aby na początku listopada porozumienie odnośnie do warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE było faktem.
Wypowiedź Berniera cytowana jest krótko po nieoficjalnych informacjach, które wyciekły do mediów. Dotyczyły one właśnie zwołania na listopad szczytu unijnego, na którym mogłaby być podpisana umowa brexitowa między Londynem i Brukselą.
Brytyjscy dziennikarze próbują w słowach Barniera znaleźć potwierdzenie tego, że Bruksela trochę złagodniała i jest gotowa pójść na kompromis wobec oczekiwań Londynu. Mówi się, że unijni liderzy są świadomi problemów Theresy May i jej rządu. Nastawienie opinii publicznej wobec Brexitu nie jest zbyt dobre, dlatego też Bruksela będzie chciała rzucić May swojego rodzaju koło ratunkowe.
May musi uważać nie tylko na wyborców, ale przede wszystkim na to, co się dzieje w jej własnej partii. Jest ona mocno podzielona wobec wizji Brexitu i May nie wie do końca, jak przebiegłoby głosowanie w parlamencie, gdyby do tego czasu nie załagodziła sytuacji.
Dlatego więc może się zdarzyć tak, że już na początku listopada obie strony sfinalizują tzw. „umowę rozwodową” i oficjalnie ją podpiszą. Będzie ona przynajmniej w jakimś ogólnym stopniu regulować przyszłe stosunki polityczno-gospodarcze między Wielką Brytanią i Unią Europejską. Im szybciej, tym lepiej, bowiem zostanie wtedy więcej czasu na to, aby parlamenty poszczególnych krajów członkowskich zaaprobowały przygotowaną umowę. A na to czas jest teoretycznie do 29 marca 2019 roku.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.