Rolnicy i eksperci nie mają wątpliwości – zbieranie owoców i praca na farmach w UK to domena imigrantów, zwłaszcza tych z Europy Środkowej i Wschodniej. Już teraz o nich trudno, a co się stanie po Brexicie, kiedy przestanie obowiązywać zasada swobodnego poruszania się obywateli UE?
Igła w stogu siana
Dziennikarze „The Independent” postanowili przyjrzeć się temu problemowi od innej strony. Ich celem było porozmawianie z Brytyjczykami, którzy pracują na plantacjach owoców razem z imigrantami. Musieli wykonać sporo telefonów do największych farm, lobbystów rolniczych czy pośredników pracy, ale w końcu się udało znaleźć – prawdziwego Brytyjczyka, który pracuje przy zbiorze czarnej porzeczki.
Tak. Istnieje taki pracownik. To 20-letni Max Hughes, student, który całe lato spędza na pracy przy zbiorach na rodzinnej farmie Snell w Herefordshire. Pracuje ramię w ramię z kolegą z Czech oraz parą opalonych na mahoniowo imigrantów z Rumunii, którzy prawie nie mówią po angielsku.
- To w sumie nie ma znaczenia, hałas od maszyny do strząsania owoców jest tak duży, że prawie się nie słyszymy – mówi 20-letni Brytyjczyk.
Wielka Brytania jest praktycznie w 100 proc. zależna od imigrantów zbierających owoce i warzywa. Z danych National Farmers Union wynika, że spośród 60 tys. sezonowych pracowników na polach w ubiegłym roku, niecały 1 proc. stanowili Brytyjczycy. Zdecydowana większość do wschodnia Europa – Bułgarzy i Rumuni.
Nadają się, ale nie chcą
Dopóki Wielka Brytania była pewnym członkiem UE, wszystko szło bezproblemowo, a pracownicy z UE płynęli szerokim strumieniem na brytyjskie pola. Teraz, właściciele farm i plantacji zaczynają panikować: kto zbierze nasze owoce po Brexicie? Już teraz wiele upraw truskawek zgniło na polach, bo nie miał ich kto zebrać.
W tym roku, rolnicy oceniają braki kadrowe na wyższe o 30 proc. Część z nich nadal zastanawia się, dlaczego Brytyjczycy nie chcą u nich pracować. – To praca sezonowa. Można sobie dorobić, ale wiemy, że większość naszych dzieciaków nigdy tu nie przyjdzie pracować – mówią.
Wśród nielicznych Brytyjczyków, którzy pracowali przy zbiorach był również 24-letni Lewis Hiscox.
– Młodzi ludzie szukają zarobku gdzie indziej, bardziej w Londynie, a przy okazji chcą się pobawić. Poza tym w ich głowach praca na farmie kojarzy się z imigrantami z Europy Wschodniej, czyli tymi biedniejszymi. To dla nich niedopuszczalne – mówi Hiscox.
Wielu ekspertów lubi powtarzać, że Brytyjczycy nie zbierają owoców na farmach, bo są zbyt leniwi.
– Wydaje mi się, że fizycznie nadają się do takiej pracy, bez dwóch zdań. Taka praca daje nie tylko dobry zarobek, ale i możliwość przebywania na łonie natury. Może gdyby płacili trochę więcej? Ale wtedy w górę poszłyby też ceny owoców. To wszystko ma jednak spore przełożenie ekonomiczne – zastanawia się Lewis Hiscox.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.