Do patriotyzmu mam stosunek niemal równie ambiwalentny, jak do państwa polskiego (nie mylić z krajem o nazwie Polska). Ujednoznacznia się on jednak in plus, gdy obserwuję postępy Postępu – tej szczególnej formy rozkładu moralno-umysłowego, która dotyka społeczeństwa Zachodu. Postęp ów ma rys jednoznacznie lewicowy. Niestety w tym „nowszym” rozumieniu lewicowości, która ma niewiele wspólnego z wrażliwością społeczną, a wiele z dyktaturą mniejszości realizowaną pod osobliwym patronatem wielkiego kapitału: wielkich mediów, wielkich fundacji i wielkich korporacji.
Jedną z cech dyktatury jest niska tolerancja (lub jej całkowity brak) dla światopoglądowej „konkurencji”. Ponieważ Postęp ma rys wyraźnie lewicowy – wyraźnie nie toleruje światopoglądu klasyfikowanego (często zresztą dość swobodnie i na wyrost) jako prawicowy. Wiecie, prawica to ten cały PiS (szczegół, że o diablo socjalnym skrzywieniu), a w szerszym ujęciu: retoryka racji stanu, pociąg do samostanowienia i chęć stworzenia państwa, które w pierwszym rzędzie broni interesów własnych obywateli, a w ostatnim – robi za lokaja lub bankomat dla międzynarodowych „aktorów”. Z tym zestawem cech dosyć nierozłącznie wiąże się nastawienie patriotyczne, nawet jeśli ma ono wymiar pragmatyczny: dbam o interes wspólny, bo od niego zależy mój interes własny.
Okazuje się, że taka orientacja światopoglądowa w krajach Zachodu jest uznawana nie tylko za passe, ale i szkodliwą społecznie. Przez urzędowych recenzentów z automatu klasyfikowana jest jako ekstremizm i rozszerzana o takie kategorie, jako rasizm, ksenofobia i, ma się rozumieć, antysemityzm zamykający na siedem spustów drzwi na wszelkie salony. 11 maja przekonał się o tym Wojciech Sumliński, znany polski dziennikarz, autor książki „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, opisującej pogodne relacje gajowego z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Sumliński jest człowiekiem, któremu sporo zawdzięczamy w naświetlaniu mroków III RP i „lustrowaniu” paramafijnych układów epoki pookrągłostołowej. Tym bardziej że w swojej pracy wykazał się sporą odwagą obywatelską i opierał perfidnym próbom – z braku lepszego słowa – zgnojenia.
Dla brytyjskiej „border control” takie egzotyczne kwestie nie mogą jednak mieć najmniejszego znaczenia. Istotne jest natomiast to, czy profil światopoglądowy delikwenta zgodny jest z zachodnimi normami. Toteż gdy Sumliński wybrał się 11 maja do Londynu celem promocji swojej najnowszej książki „To tylko mafia”, spotkał się z gwałtowną reakcją systemu. „Przybyłem do Londynu na lotnisko Luton przed godziną 14:00. Podszedłem do stanowiska odpraw tak jak wszyscy. Pracujący tam pan postukał w pulpit i od razu wiedział, że coś jest ze mną nie tak, bo od razu zablokował stanowisko. Wszyscy stojący za mną zostali przekierowani do bocznych stanowisk. Mężczyzna zabrał mój paszport i gdzieś poszedł. Po chwili wrócił w towarzystwie trzech umundurowanych oficerów. To była kuriozalna i bardzo dyskomfortowa sytuacja. Otoczyli mnie, jakbym był przestępcą i przewoził bombę albo narkotyki.” – przytacza wypowiedź dziennikarza portal
Wpolityce.pl.
Sumliński wypytywany był, czy książka, którą zamierza promować, zawiera treści ekstremistyczne, nacjonalistyczne i antysemickie. Gdy dziennikarz zademonstrował publikację i odparł, że traktuje ona jedynie o związkach polityków, służb i mafii, urzędnik zabrał książkę i oświadczył, że zostanie ona sprawdzona przez tłumacza. Dla jasności: chodzi o pozycję około trzystustronicową. Następnie Sumlińskiego zabrano na zaplecze, pobrano od niego odciski palców i zrobiono zdjęcia – taki tam zestaw czynności przeznaczony do „obsługi” przestępców. Jak zrelacjonował Sumliński na Facebooku, ponad trzydzieści razy zapytano go, czy jest „prawicowcem” – co skłania do domysłów, że w UK nie ma już tradycyjnego podziału na lewicę i prawicę, tylko lewicową normę i faszystowskie odchylenie, dla którego określenie „prawica” jest jedynie retorycznym listkiem figowym. We wpisie dziennikarza
na portalu Zuckerberga przytoczony został następujący dialog:
„- Czy w książce, o której chce pan mówić w Wielkiej Brytanii, są treści prawicowe?
- Nie rozumiem pytania – odparłem, bo tak było naprawdę.
- Pan oficer pyta, czy tam są treści nacjonalistyczne, ekstremistyczne i antysemickie, bo takie informacje napłynęły z Polski – wyjaśniła tłumaczka.” To właściwie powinno wystarczyć za komentarz.
Warto jednak dodać, że przypadek Sumlińskiego nie jest pierwszym, a już na pewno nie ostatnim tego typu. Wcześniej do UK nie wpuszczono (dwukrotnie) Jacka Międlara, niegdysiejszego „ojca”, człowieka nieco nadpobudliwego w komentowaniu rzeczywistości, ale z pewnością życzliwszego bliźnim niż wielu sympatyków Mahometa zamieszkujących Wyspy Brytyjskie i karmionych socjalną łyżką. W lutym tego roku szlaban na wjazd do Wielkiej Brytanii dostał Rafał Ziemkiewicz – za „antagonizowanie społeczności mniejszościowych, negowanie Holokaustu i islamofobię”. Szczególnie zabawne jest drugie z wymienionych oskarżeń w kontekście jednego z tekstów, które Ziemkiewicz ma w swojej bibliografii: „Antysemici. won z prawicy”.
Powyższe incydenty skłaniają do wniosków, że jeśli by kto chciał budować ścieżkę kariery w sposób zgodny z normami światopoglądowymi UK, powinien raczej obrać kurs na antypolonizm, by jak najwyraźniej podkreślić swój antyekstremizm. A już z pewnością nie należy spoufalać się zbyt głośno z obozem prawicowo-patriotycznym. Gdy macki służby granicznej dotrą np. na Facebooka i inne portale społecznościowe, może się okazać, że osoby o prawicowo-patriotycznym odchyleniu na Wyspy zwyczajnie nie wjadą.
Pan Dobrodziej