Sprawa statusu londyńskiego City po Brexicie jest kluczowa dla rządu Theresy May, która nie ukrywała, że chce powalczyć o umowę, która zabezpieczałaby interesy sektora usług finansowych po wyjściu UK z Unii Europejskiej.
Do tej pory Bruksela nie dawała May jednoznacznych odpowiedzi, a rozmowy toczyły się dalej. Jednak stwierdzenie Michela Barniera o tym, że „Unia Europejska nie potrzebuje londyńskiego City” to do tej pory najmocniejsze potwierdzenie tego, że May może nie doczekać się realizacji swojego planu.
City jak Wall Street
- Oczekiwania premier May w tej sprawie nie zostaną spełnione. Londyńskie centrum finansowe będzie przez nas postrzegane tak samo jak chociażby nowojorskie Wall Street. Od jakiegoś czasu toczyła się jakaś niepotrzebna dyskusja, w której próbowano udowodnić, że Unia Europejska za wszelką cenę potrzebuje londyńskiego City. Przedstawiciele rynków finansowych nie zgłaszają na takich potrzeb i również z naszych analiz nie wynika potrzeba specjalnego traktowania Londynu w tym zakresie – mówi Barnier.
Jeszcze w marcu premier May próbowała straszyć wizją obopólnych strat ekonomicznych, jeśli Bruksela nie przyzna specjalnych prawa dla City, które pozwolą rynkom finansowym na swobodne działania jak za dawnych, unijnych czasów.
- Rozumiem logikę postępowania premier May i chęć zabezpieczenia interesów. Jednak Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem czyli za zmianami. Skoro chcieli zmian, to również funkcjonowanie City musi się zmienić. Poza tym, nie ma się czego obawiać, skoro te same regulacje od lat sprawdzają się w przypadku Wall Street, dlaczego mają nie zadziałać przy City? – mówi Barnier.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk