Wielka Brytania zajmuje 10. miejsce na liście najbardziej zakorkowanych krajów świata, a Londyn ulokował się na drugim miejscu w zestawieniu europejskich miast, ustępując tylko Moskwie. Drogowy koszmar to chleb codzienny kierowców w Manchesterze, Birmingham, Luton czy Edynburgu. To właśnie te miasta, wraz z Londynem, tworzą korkowy Top 5 w UK.
Rząd argumentuje, że na budowę i modernizację dróg na Wyspach wydano rekordowe 23 mld funtów. Jednak ta argumentacja pewnie nie przekonuje kierowców, zwłaszcza tych londyńskich, którzy w 2017 roku spędzili średnio po 74 godziny w korkach. Ich kosztowało to – pośrednio i bezpośrednio – po 2430 funtów na głowę. Najgorsza trasa dla kierowcy w UK to A406 w godzinach szczytu na odcinku od ronda Chiswick do Hanger Lane.
Jak odkorkować Wyspy?
- Ministrowie muszą pójść dalej, bowiem remonty i budowa dróg niewiele pomaga. Trzeba spojrzeć na problem szeroko, pomyśleć o wprowadzeniu elastycznych godzin pracy, które rozłożą trochę intensywność ruchu. Dużo się mówi o sztucznej inteligencji, która ma nam pomóc w walce z zakorkowanymi trasami. Warto też wyciągać wnioski z ogromnej ilości zbieranych danych dotyczące przepływu ruchu na trasach. Na to właśnie czekamy – mówi dr Graham Cookson z Inrix.
Stanie w korkach to domena nie tylko dużych miast w UK. W godzinach dojazdów do pracy i powrotów, kierowcy stoją godzinami również w takich miejscach jak Braintree w Essex, czy Bath w Somerset. Nawet w Lincoln w ubiegłym roku kierowcy na dojazdach tracili 36 godzin w korkach. Tak samo jak ci w dużo większym Birmingham. W Walii na pierwszym miejscu znalazło się Newport ze średnią roczną 24 godzin stania.
Ministerstwo transportu przypomina, ze oprócz wspomnianych rekordowych nakładów na drogi, również samorządy mogą liczyć na większe środki – łącznie do 2021 roku do władz lokalnych na transport trafi 7,1 mld funtów.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk