61-letnia Paulette Wilson, dziś babcia i emerytka, przez ponad 50 lat mieszkała w UK. Kiedyś pracowała nawet w kuchni serwując posiłki parlamentarzystom w Izbie Gmin. Niestety, od ponad dwóch lat musiała udowadniać brytyjskiej administracji, że ma legalne prawo pobytu w UK. Urzędnicy uparcie twierdzili, że na Wyspach przebywa nielegalnie i dlatego odmówiono jej wypłat świadczeń socjalnych, dostępu do służby zdrowia i prawa do pracy.
Jesienią ubiegłego roku spędziła nawet tydzień w ośrodku dla nielegalnych imigrantów Yarl’s Wood, a następnie przewieziono ją na Heathrow w celu deportacji na Jamajkę, czyli do kraju, który Paulette Wilson ostatni raz widziała gdy miała 10 lat i gdzie nie ma już żadnych krewnych.
Sprawą zainteresowała się redakcja „The Guardian” i dopiero wtedy urzędnicy i politycy zaczęli jasno myśleć. W tym tygodniu Paulette Wilson otrzymała oficjalne potwierdzenie prawa pobytu w UK i jest na dobrej drodze do uzyskania brytyjskiego obywatelstwa.
- To wspaniała wiadomość. Nadal nie wiem, dlaczego uznano mnie za nielegalną imigrantkę. Przez tyle lat pracowałam, płaciłam podatki w UK. Nigdy nie złamałam prawa. Miło byłoby usłyszeć przeprosiny od urzędników – mówi kobieta.
- Mama bardzo przeżyła tę historię. Urzędnicy zza biurek nie widzą, na jaki stres i problemy narażani są ludzie omyłkowo uznawani za nielegalnych imigrantów. Sama próbowałam dostać się do nich i tłumaczyć, jaki jest status mamy, ale wypraszano mnie z budynku – mówi Natalie Barnes, córka kobiety.
- To przykład, gdy urzędnicy na cel biorą osobę, która nie zna się na formalnościach prawnych, nie zna tajników systemu, nie ma też środków na pomoc prawną. W ostatniej chwili udało się zablokować deportację na Jamajkę. Ile jeszcze osób znalazło się w podobnej sytuacji? – mówi prawnik Jim Wilson.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.