- Naszym zadaniem jest udzielanie pomocy osobom rannym, chorym i cierpiącym. Jeśli ktoś pije do nieprzytomności licząc na to, że z ulicy zgarnie go karetka i zawiezie do szpitala, to taka osoba jest egoistą. W tym czasie ta karetka i ludzie mogą pomóc na przykład ofiarom wypadku – dodaje Stevens.
Z danych NHS wynika, że około 12-15 proc. osób na oddziałach ratunkowych to ludzie pijani. Najwięcej nieprzytomnych imprezowiczów trafia do szpitali w piątki i soboty. W święta ratownicy też mieli sporo pracy, a prawdziwy szczyt przychodzi wraz z sylwestrową nocą. Wtedy prawie 70 proc. gości na ostrym dyżurze to osoby pijane.
Simon Moore z Cardiff University w swoich badaniach potwierdził, że „drunk tanks” sprawdzają się. Pijani mniej się awanturują, jest mniej bójek i mniej starć ratownikami. W szpitalach często dochodzi do szarpanin i awantur z pijanymi pacjentami.
– Zdarzają się naprawdę mocno pijani ludzie, którzy tracą całkowitą kontrolę nad swoim zachowaniem i nad swoim ciałem. Ratownicy dobrze to znają i nazywają trójcą, czyli przypadkiem gdy mocno pijana osoba prawie jednocześnie wymiotuje, oddaje mocz i kał. Robi się nieprzyjemnie. Podstawowy sprzęt zarówno w punktach pomocy czy szpitalach to wiadro i mop – mówi Moore.
Część ekspertów uważa, że jeśli mobilne izby wytrzeźwień spopularyzują się w brytyjskich miastach, staną się wręcz zachętą do picia do nieprzytomności dla części ludzi. – Nie chcemy, aby ludzie którzy często imprezują mieli pewność, że gdy usną zarzygani na ławce, to zawsze ktoś przyjedzie im pomóc. W takim modelu jak dotąd nie ma bowiem miejsca na konsekwencje dla osób nietrzeżwych. Utrzymanie służb kosztuje, dlatego bywalcy takich miejsc powinni za to płacić – mówi Simon Letchford z Met Police.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk