MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

18/12/2017 07:53:00

Felieton: Facebook jako problem społeczny

Felieton: Facebook jako problem społecznyFacebook niszczy tkankę społeczną, jest bestią, którą dokarmiacie, a która was zniszczy – powiedział jeden z twórców Facebooka podczas wykładu w stanfordzkiej szkole biznesu. Ma facet rację. Tylko że to kolejna z mądrych rzeczy stwierdzonych po fakcie.
Wyrzuty sumienia dopadły Chamatha Palihapitiyę, byłego wiceprezesa zuckerberskiej korporacji, odpowiedzialnego za rozwój bazy użytkowników – czyli odcinek, na którym grzeszy się najbardziej, wciągając niewinne owieczki w pułapkę. Żal za grzechy połączony z przestrogą Palihapitiya wylał na grupę studentów podczas wykładu w Stanford Graduate School of Business. Tak nośne stwierdzenia, jak powyższe i poniższe, nawet wyrażone w zaciszu prestiżowej auli, niechybnie muszą roznieść się po świecie z prędkością światłowodu – toteż się rozniosły.

- Mam ogromne poczucie winy – kajał się były fejsowy wice – Myślę, że stworzyliśmy narzędzia, które rozrywają społeczną tkankę odpowiedzialną za funkcjonowanie społeczeństwa. (…) Zachęcam was wszystkich, jako przyszłych liderów świata, byście wzięli sobie te słowa głęboko do serca. Jeśli będziecie karmić bestię, ta bestia was zniszczy. Jeśli dacie jej odpór, macie szansę nad nią zapanować – wywodził. Palihapitiya przypomniał też mechanizm oddziaływania Facebooka na psychikę: „krótkie sprzężenia zwrotne oparte na działaniu dopaminy”.

Dopamina, przypomnijmy, to neuroprzekaźnik oddziałujący na układ nagrody. Mówiąc jaśniej, gdy odpowiednie receptory dostają zastrzyk z tego hormonu, czujemy się dobrze. Tak jak wtedy, gdy ktoś szeruje nasz post na Facebooku lub lajkuje naszą opinię. Wprawdzie brzmi to idiotycznie – bo jak można się cieszyć z tego, że ktoś przycisnął bzdurny znaczek kciuka pod naszym onelinerem – ale po prostu tak jest. Oprócz tego, że jesteśmy troszkę zwierzętami, to jesteśmy też w znacznym stopniu dziećmi. I nawet jeśli nabieramy ogłady dzięki edukacji, chodzeniu do teatru i czytaniu powieści Dana Browna, wciąż dajemy się nabierać na proste bodźce i banalne pułapki psychologiczne. Stąd sukces wielu internetowych (po)tworów.

Do tego zresztą Palihapitiya również nawiązuje. Krótkowzrocznością byłoby przecież obciążanie wyłącznie Facebooka winą za rozsadzanie społeczeństw i robienie bigosu ze zbiorowej świadomości. Dlatego ekswice potępia również krzemowych aniołów biznesu, którzy pompują forsę w internetowe przedsięwzięcia i kreują się na wizjonerów, bo któreś z tych przedsięwzięć czasem im wypali – inspirując innych aniołów do pompowania forsy w internetowe przedsięwzięcia.

Skutkiem tego sieć zalewa masa snapów, pinterestów, instagramów i innej popeliny. Robi ona sieczkę z mózgu dzieciom małym i dużym i przekierowuje współczesne społeczeństwo z drogi ku gwiazdom na drogę ku jaskiniom, które ludy pierwotne zwyczajowo zdobiły piktogramami – odpowiednikami współczesnych jotpegów na ścianach serwisów społecznościowych. Promowaniu ciemnoty sprzyja nie tylko obrazkowość współczesnej komunikacji, ale również jej fragmentaryczność nierozerwalnie związana z nowomediowymi technologiami. „Brak obywatelskiego dyskursu, brak współpracy, dezinformacja, półprawdy” – grzmi Palihapitiya, dodając, że nie chodzi o efekty „ruskiej propagandy”, ale problem o zasięgu globalnym.

To wszystko to właściwie oczywistość, ale prawda bardzo często jest oczywista, tylko musi zostać wyrażona przez osobę z autorytetem, by dotarła do mózgów masowych odbiorców – gdzie zresztą wleci jednym płatem, by wylecieć drugim. Nie ma więc sensu rozwodzić się nad tym, że Facebook i jemu podobne przekaźniki spłycają fakty, selekcjonują newsy, wpuszczają „userów” w kanał komunikacyjny prowadzący do informacyjnej bańki. Nieco bardziej warto podkreślać, że narzędzia te służą do psychomanipulacji rozmaitym ciemnym siłom – m.in. tym, które stoją za ich powstaniem. Bo to przecież nie ryży młodzieniaszek z amerykańskiego kampusu odpalił własnoręcznie jeden z największych buldożerów kulturowych w historii ludzkości. Dostarczył on jedynie twarzy przedsięwzięciu znacznie wcześniej i dogłębniej zaprojektowanemu jako kosiarka danych oraz cyfrowy „dowód tożsamości” – zabawka w rękach użytkowników i narzędzie władzy w rękach, mówiąc umownie, służb bezpieczeństwa.

Facebook, Google i cała reszta podobnych tworów to przede wszystkim gigantyczne, nieustannie rozrastające się bazy danych na temat światowej populacji. A także aparatura do rozwijania sztucznej inteligencji, która dodatkowo zwiększy wydajność cybernetycznych narzędzi zarządzania społeczeństwami. Wszystkie dotychczasowe ministerstwa informacji stworzone przez „wizjonerów” totalitaryzmu to pryszcze na pupie molocha, jakim jest współczesne konsorcjum Big data.

Oczywiste zatem, że dokarmiamy bestię, która nas pożre. Aktualizując statusy, wpisując zapytania do wyszukiwarki, cykając selfie smartfonem, korzystając z Windows 10 i w ogóle oddając się w pacht całej współczesnej cywilizacji technologicznej. Fakt, że Facebook szatkuje nam świadomość, wpędza nas w konflikty i dysonanse poznawcze to gorzka, ale jednak wisienka na torcie.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska