Ech, dobrze jest w tej pisowskiej Polsce, nawet jeśli nie jest dobrze. Może i jesteśmy amerykańską kolonią, może i jesteśmy parafialnym katostanem, całkiem też prawdopodobne, że jesteśmy areną gospodarczego wandalizmu, ale jednego nam odmówić nie można. Mamy dość jaj i rozumu (choć niezręcznie mówić o rozumie w odniesieniu do tłumu), domieszkowanych siłą inercji, by hurtem odciąć się od kulturowego rynsztoku przelewającego się przez zachodnią część tego, co kiedyś było Europą.
Zdarzają się nam wprawdzie czarne marsze i podobne gej parady, ale to zjawiska marginalne, w stosunku do których szersza publiczność wykazuje daleko posunięty tumiwisizm. Dzięki temu Polska wciąż stanowi rezerwat normalności, który zresztą staje się atrakcją kulturową. Zainteresowanie przeprowadzką do naszego kraju rośnie aż miło. Miło, bo nie ze strony „Syryjczyków”, ale cywilizowanych mieszkańców post-Europy, którym coraz trudniej żyć w strachu, że zderzą się z ciężarówką na alei spacerowej albo że Jugendamt pozbawi ich dziecka.
No dobra, rozmarzyłem, rozegzaltowałem się w tym wstępie, a to wszystko po to, by zbudować napięcie pod emocjonującą historyjkę. Jak wiadomo, deko historii z życia więcej warte niż kilo abstrakcji, dlatego przechodzę do konkretów. Otóż w moim ulubionym kraju o nazwie Szwecja doszło do zabawnej kolizji między paradygmatem feministycznym i paradygmatem islamskim. Przypomnijmy: według tego pierwszego, kobieta jest panią swojego ciała, może robić, co chce, a także powinna zarabiać więcej forsy niż pozwala wolny rynek. Według tego drugiego, wszystko co nie jest halal należy utopić w morzu krwi, a kobieta ma chodzić w długiej szmacie z otworkami na oczy i nie otwierać ust niepytana.
Ponieważ oba te paradygmaty są jakby mało zbieżne, doszło między nimi do wspomnianej kolizji, która przybrała następującą postać. W październiku w Malmö prawomocnym wyrokiem sądu został skazany szesnastolatek o wiele mówiącym imieniu Ahmed. Młody „Szwed” jesienią poprzedniego roku napastował seksualnie swoje koleżanki ze szkoły. Przy czym robił to nie jednorazowo, a regularnie – klepiąc je w pośladki, macając je po piersiach i próbując ściągać z nich spódnice. Zabawom tym oddawał się wraz z kolegami o podobnych parametrach etnicznych.
Ahmed, który odpowiadał przed sądem za trzy przypadki napaści seksualnej został skazany na 50 godzin młodzieżowych prac społecznych. Tak, 50, nie 500, a tym bardziej nie 5000, i – tak – prac społecznych, w dodatku „młodzieżowych”, co zapewne sprowadzało się do mycia podłóg w kantynie lub grabienia liści w parku bądź innych reedukujących czynności. Czynności okazały się jednak niezbyt reedukujące, bowiem, jak doniósł dziennik Kvallsposten, Ahmed podejrzewany jest obecnie o gwałt na szkolnej koleżance. No bo jasne, że Ahmedowi po odsłużeniu wyroku pozwolono wrócić do szkoły – w końcu wykluczenie młodego człowieka ze społeczności rówieśników byłoby szalenie krzywdzące dla jego psychiki i nastoletniej wrażliwości.
Ale nie to jest gwoździem programu w dzisiejszym odcinku peregrynacji po świecie multikulti. Gwóźdź przybił dyrektor szkoły, który wezwał napastowane dziewczynki na dywanik i skarcił je za to, że w niedostatecznym stopniu zakrywają swoje ciało – obwiniając jednocześnie za napaści, których padły ofiarą. Sytuacja, która we względnie normalnym (obyczajowo, no bo nie administracyjnie) kraju, jakim jest Polska, wywołałaby skandal i trafiła na czołówki największych mediów, w Szwecji trafiła na łamy tabloidu jako jedna z wielu historii w podobnym nurcie.
Co do podobnego nurtu, to ostatnio miałem również przyjemność obejrzeć nagranie z wizyty szwedzkich dziennikarzy u rodziny imigrantów. Głowa domu rezolutnie opowiadała o swoim bigamicznym, wielodzietnym związku hojnie dotowanym przez tamtejszych podatników, podczas gdy jedna z zastraszonych żon (nawiasem mówiąc, wyglądająca na ledwie pełnoletnią) przekonywała, że nie ma nic do powiedzenia w przedmiotowej sprawie.
Dziennikarka nie straciła rezonu wobec tej patologicznej sytuacji i zapewniła widzów, że należy szanować odmienne obyczaje, bo każda obca kultura ma nam coś wartościowego do zaoferowania. Na przykład muzułmańskie wielożeństwo to świetny pomysł na odciążenie gospodarstwa domowego z nadmiaru obowiązków – wywodziła reporterka. W końcu dodatkowa dorosła osoba w obejściu zawsze może pomóc w przepierce, gotowaniu czy prasowaniu.
Argumenty brzmią bardzo przekonująco. Jakieś styrane trudami codziennego życia panie chętne na przyjęcie drugiej żony pod swój dach?
Pan Dobrodziej