Jak mają reagować ludzie lokalni kiedy urzędnicy w krajowej siedzibie Home Office traktują Polakόw nie lepiej. Pani Dorota dawała mi przykład złośliwego niedbalstwa urzędnikόw, a szereg osόb z jej teczek poznałem osobiście w czasie mojej jednodniowej wizyty. Jednej Polce, na przykład, żyjącej tu już szereg lat, odmόwiono stałej rezydentury bo jej małżeństwo z Pakistańczykiem uważano za podrabiane (“bogus”) mimo że są autentycznym małżeństwem zawartym w lokalnym ratuszu.
Druga Polka, zatrudniona przeszło 11 lat w biurze wynajmu mieszkań, złożyła podanie o rezydenturę. Po paru tygodniach zwrόcono paszport bo wzięli już należną kopię dokumentu. Zaś po paru następnych miesiącach odrzucono podanie bo urząd nie posiadał już jej zwrόconego paszportu. Potem odesłano jej następne z kolei podanie bo brakowały zdjęć. Lecz te zdjęcia w odpowiedniej kopercie były dołączone do zwrόconych dokumentόw.
W innym wypadku Pani Dorota dostała odmowę dla swojego klienta bo rzekomo nie posiadali jej aktu urodzenia. Zadzwoniła do odpowiedniego urzędnika i kazała jeszcze raz sprawdzić, po czym urzędniczka przeprosiła bo “znalazła” akt urodzenia leżący na podłodze. U tego samego klienta Home Office zatwierdził prawo pobytu syna Krzysztofa, ale dokument przybył z błędem w pisowni. Złożone zażalenie i Home Office powiedział że nie może nic zmienić i żeby przysłać ponownie drugie podanie na ten sam dokument.
Inna osoba pracująca już tu 12 lat nie dostała rezydentury bo nie była zarejestrowana z lokalną kliniką. Okazało się że leczyła się wyłącznie w Polsce. Przecież nigdzie nie było prawa nakazującego korzystanie z angielskiej służby zdrowia. Powόd odmowy był wyssany z palca.
Wszędzie odmowy z tak błahych a nawet fałszywych powodόw następują szybko i tylko część wysłanych kosztόw jest zwrόcona. Natomiast udanych podań w obecnym roku o rezydenturę nie ma żadnych. A gdy Pani Dorota wysyła oficjalne skargi do Home Office na podane adresy emailowe, po jakimś czasie adresy te są pozmieniane a jej skargi stają się przez to przedawnione i nieaktualne. Scenariusz tych podań mόgłby napisać Franz Kafka, choć w rzeczywistości chce się nad tym płakać.
Może, żyjąc w Londynie, jesteśmy uodpornieni na tego rodzaju traktowanie lecz w terenie istnieje prawdziwa dyskryminacja na każdym kroku, personalna, urzędowa i prawna. Do jakiegoś stopnia nasza dzielna pani Dorota może jeszcze kruszyć kopie o sprawiedliwość dla naszych rodakόw, i za to jej należy się medal, lecz uważam że z tym złośliwym i chyba kierowanym niedbalstwem urzędowym powinny się zająć instytucje polskie i brytyjskie z potecjalnie większą siłą przebicia.
Gdy słuchamy głosu brytyjskich urzędnikόw w Londynie i Birmingham mamiących nas o rzekomym wspaniałomyślnym “settled status” gwarantowanym przez prawo brytyjskie, nie bądźmy naiwni. To wszystko fikcja. Dla większości naszych rodakόw w terenie tylko to co się dzieje przykładowo na angielskich kresach wschodnich jest prawdziwe. I tylko międzynarodowa umowa zagwarantowana przez prawodawstwo unijne zapewni wszystkim Polakom i innym obywatelom unijnym prawo pozostania tutaj po Brexicie.
Wiktor Moszczyński – Felieton dla londyńskiego Tygodnia Polskiego – 10 listopad 2017