A w Sejmie co i rusz hołubiono jego zmarłego brata - prezydenta Lecha Kaczyńskiego - przytaczając wyrwane z kontekstów fragmenty niektórych jego przemówień. I czynili to przedstawiciele środowisk politycznych, które za życia Lecha Kaczyńskiego były do niego nastawione bardzo negatywnie. Długo i wytrwale niszczyły jego wizerunek medialny i społeczny, w efekcie pozbawiając go szans na sukces wyborczy w powtórnej elekcji. Ale oto, jak trwoga to do Lecha Kaczyńskiego - krzyczała też zagrożona rychłym zawodowym upadkiem (na który solidnie sobie zapracowała) prezes Sądu Najwyższego, czynił tak i Rzecznik Praw Obywatelskich.
I w efekcie zachowanie to spotkało się ze słuszną ripostą słowną, w środku długiej politycznej nocy. Paradoksalnie, słowa Jarosława Kaczyńskiego umożliwiły przesilenie na sali sejmowej i niebawem po nich obrady zakończono.
Kilka dni temu swoistemu egzaminowi z obrony pamięci o członku rodziny poddany został Adam Michnik - jak za dawnych lat, znów czołowy działacz polskiej opozycji. Zapytany na ulicy w świetle obiektywu o swojego brata (przyrodniego, sędziego w czasach stalinowskich), odburknął nazywając pytającego po prostu skur***synem.
Dwaj ludzie polskiej polityki określili się wobec przywoływania pamięci o ich braciach. Dwie sytuacje mniej lub bardziej zaaranżowane i dwie reakcje - mniej lub bardziej naturalne.
Różnica między Jarosławem Kaczyńskim a Adamem Michnikiem polega na tym, że prezes PiS ma odwagę stanąć przeciw ludziom fałszywie hołubiącym jego brata, którego przesłanie polityczne sprawdza się w Polsce na naszych oczach. Ma czego bronić i ma moralne prawo nazywać rzeczy po imieniu. W imię pamięci o prezydencie Lechu Kaczyńskim. A gwiazda „Gazety Wyborczej" ma odwagę tylko obrażać, zaś nie może stanąć w obronie (przyrodniego) brata, bo jego przesłanie zawodowe, wartości którym służył jako sędzia, wylądowały na śmietniku historii.
Zapraszamy do wymiany opinii o potrzebie zmian lub zachowania status quo w polskim sądownictwie. Piszcie na adres: redakcja@mojawyspa.co.uk
Tomasz Baryła