Krótki felieton dotyczący nagłaśnianej przez opozycję i część mediów wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w nocy z 18 na 19 lipca. Tekst odzwierciedla poglądy autora, które prezentujemy jako wolny głos w publicznej dyskusji.
Jak oceniasz sądy w Polsce?
Oto dziś od rana (19 lipca) część mediów i polityków w Polsce dokonuje sądu nad Jarosławem Kaczyńskim, za słowa wypowiedziane w czasie burzliwej debaty sejmowej nad reformą sądownictwa. W nocy z 18 na 19 lipca prezes PiS, po kolejnym już tego dnia i nocy przywołaniu śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego przez posła Platformy Obywatelskiej, powiedział z trybuny sejmowej w stronę posłów PO, Nowoczesnej i PSL (przy dzikim ryku i wyciu tychże):
„(...)Wiem, że boicie się prawdy. Ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego świętej pamięci brata. Zniszczyliście go, zamordowaliście. Jesteście kanaliami!".
Za słowa te otrzymał owację na stojąco z prawej strony sali Sejmowej. Opozycja zaś i media opozycyjne wpadły w przewidywalną histerię, opowiadając banialuki o utracie kontroli nad emocjami, nazywając go niemal wariatem, człowiekiem o złej twarzy, groźnym dla bezpieczeństwa 38 milionów Polaków.
Sprawą zapewne zajmie się sejmowa komisja etyki, zajmą się sądy karne i cywilne. Opozycja zapowiedziała złożenie pozwu zbiorowego, jak i szeregu pozwów indywidualnych. Być może i nawet autorzy pozwów będą dowodzili, że nikogo nie zamordowali, nie było ich w czasie i miejscu śmierci Lecha Kaczyńskiego. Być może sądy będą pochylać się wnikliwie nad tym absurdalnym zagadnieniem, wynikającym jedynie z użycia w konkretnym kontekście i wobec konkretnych środowisk politycznych (bo już czy konkretnych osób - to wydaje się bardzo wątpliwe) adekwatnej do sytuacji figury retorycznej. Być może prezes PiS zostanie puszczony przez sądy z torbami i skończy karierę polityczną jako bankrut - ale bardziej prawdopodobne jest, że to tylko mrzonki opozycji.
Prezes PiS w ostatnich dniach musiał znosić pod swoim adresem - jak żaden inny polityk w Polsce - wykrzykiwane na manifestacjach i transmitowane w wielu środkach masowego przekazu słowa: kurdupel, liliput, hitler, stalin, putin, potwór, dyktator plus wiele innych bezosobowych, a odnoszących się do przypisywanych mu działań, jak stan wojenny, koniec demokracji, zamach stanu, będziesz siedział. Tymczasem 18 lipca został poddany jeszcze większej presji. Otóż jak co miesiąc tego dnia miał uczestniczyć we mszy św. na Wawelu i modlitwie przy grobie pary prezydenckiej. Ze względu na całodzienną debatę sejmową, nie pojechał do Krakowa. Na dodatek pewnym (aczkolwiek w efekcie korzystnym i potrzebnym) zaskoczeniem wobec koncepcji PiS-u, stało się telewizyjne wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy. Poinformował on, że nie podpisze jednej z ustaw reformujących sądownictwo według pierwotnego projektu partii rządzącej, o ile większość sejmowa (czyli w praktyce Prawo i Sprawiedliwość) nie wprowadzi konkretnej poprawki prezydenckiej. To ewenement w dotychczasowej praktyce, który musiał dojść do uszu Jarosława Kaczyńskiego i spowodować choćby chwilę niepokoju i zastanowienia. Przewidywalny dotąd sojusznik, zachował się nieprzewidywalnie, choć w kontekście całej sprawy - korzystnie dla wszystkich stron sporu.