Powodem strajku jest spór z firmą Serco, która odpowiada za zatrudnienie personelu pomocniczego w londyńskich szpitalach. Osoby sprzątające, ochroniarze, personel cateringowy, portierzy – wszyscy domagają się niewielkiej podwyżki wynagrodzenia.
Strajkujący byli pewni, że uda im się uzyskać 30 pensów podwyżki na godzinę. Jednak przedstawiciele firmy odmówili. Stąd decyzja o siedmiodniowym strajku. Protest rozpoczął się wczoraj.
- Jesteśmy ludźmi, o których bardzo często się zapomina. Tymczasem nasza praca jest bardzo istotna, jeśli chodzi o całościową działalność NHS. Nasze żądania są skromne, chodzi o 30 pensów na godzinę. Nie planowaliśmy tego typu protestu, ale zostaliśmy zmuszeni do strajku poprzez postawę naszego pracodawcy – mówi Len Hockey, który od 28 lat pracuje jako szpitalny portier.
Strajkujący podkreślają, że prywatne firmy, które obsługują szpitale coraz częściej obcinają wstawki jak tylko się da, a pracownicy nie mają czasu nawet na krótkie przerwy.
- Tymczasem koszty utrzymania w Londynie cały czas rosną. Wielu moich kolegów i koleżanek musi pracować w dwóch lub trzech miejscach, aby zdołać się tu utrzymać – dodaje Len Hockey.
Przedstawiciel firmy Serco zapewnia, że jej celem jest „sprawiedliwe opłacanie pracowników”. - Zrobimy wszystko, aby do tego typu strajków nie dochodziło – mówi dziennikarzom „The Guardian”.
Z pewnością szefowie Serco obawiają się, że siedmiodniowy protest może przyczynićsię do poważnych zaburzeń rytmu pracy szpitali. Podobne krótsze protesty w innych londyńskich szpitalach w przeszłości skutkowały tym, że po dwóch dniach toalety przestawałaby być czyste, łóżka nie były sprzątane, a do pacjentów nie docierały ciepłe posiłki.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.